suMMAlista #6 – 15 zawodników wagi półśredniej których mogłoby zatrudnić KSW

summa – kompendium, dzieło, podręcznik mający być podsumowaniem rozważań autora na dany temat

Taka właśnie jest ta seria artykułów. Bardzo często zdarza mi się prowadzić w swoich myślach monolog, zadawać pytania i szukać na nie odpowiedzi. Niekiedy jednak brakuje mi drugiej osoby, kogoś, kto będzie mógł dowiedzieć się o moich myślach, kogoś z kim będę mógł przeanalizować wszystkie „za” i „przeciw” w danej tematyce. Dlatego postanowiłem podzielić się nimi z Wami, drodzy czytelnicy i stąd też wzięła się suMMAlista.

„Epizody” z cyklu suMMAlisty będą pojawiać się regularnie co jakiś czas, być może raz w miesiącu, być może szybciej, postaram się jednak by pojawiały się cyklicznie i systematycznie. Pomysłów na różne „zestawienia” w świecie MMA mam mnóstwo, dla jednych pewnie mniej, dla drugich może nieco bardziej ciekawe. Oczywiście każdy tekst, każda lista i wszystko co znajdziecie w tych artykułach jest tylko i wyłącznie moim osobistym poglądem w danym temacie i absolutnie nie musicie się z nim zgadzać. Dziękuję że tu zajrzałeś i zapraszam na dzisiejszą suMMAlistę!


W dzisiejszej suMMAliście kontynuujemy przegląd zawodników z poszczególnych kategorii wagowych, którzy potencjalnie mogliby zasilić szeregi KSW. Jesteśmy już na półmetku wszystkich dywizji i dzisiaj przyjrzymy się bliżej kategorii do 77 kilogramów, gdzie dostępne na rynku są naprawdę mocne nazwiska. 

Odnośniki do pozostałych zestawień:

  • Waga ciężka (KLIK)
  • Waga półciężka (KLIK)
  • Waga średnia (KLIK)

*Na poniższej liście znajdują się tylko tacy zawodnicy, którzy na ten moment mogliby zasilić szeregi KSW, czyli tacy, którzy nie mają wiążącego kontraktu z inną organizacją (zwłaszcza takiego, o którym w 100%  wiemy jak np. z UFC czy OKTAGON), nie zakończyli jeszcze kariery, nie mają ujemnego bilansu itd.



Nie znajdziecie więc tutaj zawodników chociażby UFC, Bellatora czy najlepszych europejskich organizacji, które rywalizują na rynku z KSW. Z wiadomych przyczyn nie będzie tu również reprezentantów Rosji. Nie o każdym z zawodników w 100% wiadomo jaka jest jego obecna sytuacja czy to kontraktowa czy życiowa, więc może okazać się, że któregoś z nich na tą chwilę po prostu nie można pozyskać. Zapraszam na tekst!:


1. Stefan Negucić (11-1)

Zaczynamy od naprawdę mocnego uderzenia, bo naprawdę dziwię się, że tak mocny zawodnik z tak dobrym bilansem, nie jest w tej chwili zakontraktowany w żadnej, mocniejszej organizacji. Serb ostatnią walkę stoczył we wrześniu ubiegłego roku i do tamtego momentu pozostawał niepokonany w zawodowej karierze – zatrzymać 29-latka był jak dotąd w stanie tylko były zawodnik UFC, piekielnie doświadczony Michel Prazeres (27-4). Tym bardziej należy docenić umiejętności Negucicia, jeśli spojrzymy na rywali których odprawiał z kwitkiem – bo to nie tak, że walczył tylko z dużo słabszymi od siebie, a wręcz przeciwnie – ma w swoim CV naprawdę niezłe nazwiska, a wisienką na torcie jest to, że tylko jedno zwycięstwo zostawił w rękach sędziów punktowych – wszystkie pozostałe wygrał przed czasem, zdecydowaną większość w 1 rundzie. Chyba się zgodzicie, że brzmi to naprawdę imponująco, dlatego raz jeszcze wyrażę swoje zdziwienie faktem, że Negucić wszystkie swoje dotychczasowe pojedynki stoczył na terenie Serbii oraz Czarnogóry. To właśnie w tym drugim kraju, w tamtejszej lokalnej organizacji MFC, zdobył niegdyś pas mistrzowski kategorii półśredniej. Biorąc pod uwagę, jak wielu zawodników w ostatnim czasie trafiło z Serbian Battle Championship do KSW, można stwierdzić, że serbska organizacja raczej dość ochoczo wyraża chęci współpracy, więc jeśli również i w przypadku Stefana Negucicia nie stwarzali by oni problemów, to właściciele KSW powinno jak najszybciej zaoferować 29-latkowi propozycje nie do odrzucenia – zanim zrobi to ktoś inny, a coś mi mówi, że chętnych brakować nie będzie. W debiucie w KSW zobaczyłbym Serba z kimś z czołówki rankingu – myślę, że nawet jakby z marszu dostał walkę o pas np. w zastępstwo za pretendenta, to też można by było przymknąć oko. Dobrze jednak wiemy, że nie lubimy takich zagrywek, więc na dobry początek mógłby skrzyżować rękawice z Arturem Szczepaniakiem (9-2) albo najnowszym nabytkiem KSW – Łotyszem Madarsem Fleminasem (12-4)


2. Stefano Paternò (15-4-1)

Dwie bomby na dwóch pierwszych miejscach? Proszę bardzo! Śmiem nawet zaryzykować stwierdzenie, że zarówno wyżej wymieniony Stefan Negucić jak i właśnie Stefano Paternò, są na ten moment najlepszymi realnie możliwymi potencjalnymi transferami na europejskiej scenie MMA. Powołując się na słowa dyrektora sportowego KSW – Wojsława Rysiewskiego, które wypowiedział podczas sławetnego już wywiadu dla portalu InTheCage.pl, temat angażu Paternò był już w przeszłości brany mocno pod uwagę, a podobno Włoch dostał już nawet oficjalną propozycję walki od polskiej organizacji. Z jakich przyczyn do niej jednak nie doszło – tego niestety nie wiemy, ale skoro już raz był w orbicie zainteresowań właścicieli KSW, to powinien do niej jak najszybciej wrócić. Włoch to doświadczony a zarazem wciąż młody zawodnik, który miał w przeszłości okazję z sukcesami walczyć m.in. dla takich organizacji jak Cage Warriors czy Bellator MMA, choć najwięcej pojedynków stoczył dla pioniera włoskiego rynku, czyli organizacji Venator FC, której to zresztą jest aktualnym mistrzem w kategorii półśredniej. Triumfy święcił również pod sztandarem Cage Warriors, gdzie w swoim debiucie otrzymał szansę walki o zwakowany wówczas pas i zdobył go, nokautując w 1 rundzie Mehrdada Janzeminiego. Paternò to rankingowo najlepszy aktualnie zawodnik dywizji półśredniej na Półwyspie Apenińskim, a w swojej karierze odprawiał z kwitkiem większość gwiazd włoskiej sceny MMA. Takie wzmocnienie na pewno przydałoby się KSW, i zakontraktowanie go i zestawienie na przykład z Andrzejem Grzebykiem (20-6) byłoby świetnym ruchem polskiej organizacji.


3. Henri Lintula (8-1)

Nie zmniejszamy absolutnie jakości, bo przed Wami nieco mniej doświadczony od poprzedników, ale jakże zabójczo skuteczny wirtuoz parteru prosto z Finlandii! Lintula to posiadacz czarnego pasa brazylijskiego jiu-jitsu i bez cienia zawahania, pokazuje to w każdej kolejnej walce w swojej karierze. 32-latek wszystkie swoje dotychczasowe pojedynki zwyciężał poddając swoich rywali w 1 rundzie, w większości z nich niemalże od razu zdobywając pozycję parterową, gdzie absolutnie dominował swoich przeciwników. Na Półwyspie Skandynawskim, gdzie Lintula zaliczył wszystkie swoje występy, nie znalazł się jeszcze żaden przeciwnik, który mógłby w jakiś sposób odeprzeć parterową ofensywę reprezentanta Finlandii. Noga powinęła mu się dopiero przy okazji gościnnego występu w organizacji BRAVE, która w 2020 odwiedziła stolicę Szwecji – Sztokholm. Można wtedy było rzec, że „trafił swój na swego”, bo pierwszą porażkę w zawodowej karierze, zafundował Finowi inny czarny pas brazylijskiego jiu-jitsu – Louis Glismann. Przegrana zachwiała nieco ambicją Lintuli, bo ten zdecydował się na powrót dopiero po 2 latach – nie zapomniał jednak jak się poddaje rywali, bo właśnie w taki sposób wygrał swoje 3 następne, a zarazem ostatnie jak dotąd walki. Mając blisko 2 metry wzrostu oraz ogromny zasięg ramion i być zarazem prawdziwym mistrzem płaszczyzny parterowej? Lepszych warunków Henri Lintula wymarzyć sobie nie mógł, dlatego uważam, że w KSW na pewno nie jeden zawodnik kategorii półśredniej miałby z Finem ciężką przeprawę. Na pierwszy ogień można by było posłać chociażby zwycięzcę starcia Kacper Koziorzębski (9-5) vs. Wiktor Zalewski (5-0)


4. Jozef Wittner (16-3)

To jeden z tych zawodników, którego sytuacji kontraktowej nie jestem do końca pewien – Słowak jakiś czas temu ogłosił, że podpisał kontrakt z organizacją PFL na której rzeczywiście przyszło mu zawalczyć w styczniu bieżącego roku – była to jednak gala z cyklu PFL Challenger Series, gdzie zawodnicy tak naprawdę dopiero swoją dobrą postawą, mogą wywalczyć sobie przepustkę do sezonu zasadniczego a zarazem opiewającego na większą ilość walk kontraktu. Wittner dość nieoczekiwanie swój pierwszy i jedyny jak dotąd pojedynek w amerykańskiej organizacji przegrał i nie wiadomo, jak będzie wyglądać teraz jego dalsza kariera. Może bowiem okazać się, że ta przegrana kosztowała Słowaka angaż na dłużej w PFL i kto wie, czy nie jest w tym momencie wolnym zawodnikiem – jeśli tak, to KSW powinno czym prędzej rzucić w Wittnera pokaźną sumą pieniędzy i spróbować nawiązać z nim współpracę. To mocny zawodnik, z bardzo dobrym rekordem i przede wszystkim bardzo popularny na rynku czesko-słowackim, bo walczył chyba we wszystkich liczących się tam organizacjach, jak np. OKTAGON, RFA czy EAST Pro Fight. Na pewno byłby więc świetnym – przynajmniej marketingowo – pomysłem na przyszłoroczną galę w Czechach lub na Słowacji, na której mógłby zmierzyć się chociażby z Marcinem Krakowiakiem (13-4)


5. Andreeas Binder (8-2)



Urodzony w Rumunii reprezentujący Irlandię zawodnik, to aktualny mistrz kategorii lekkiej holenderskiej organizacji Levels Fight League – tak, lekkiej, bo to właśnie w tej dywizji Binder wyjątkowo stoczył swój ostatni pojedynek. Na co dzień jednak, jest to pełnoprawny zawodnik wagi półśredniej, w której również święcił już sukcesy – chociażby wtedy, gdy zdobywał mistrzostwo tej dywizji walcząc jeszcze dla irlandzkiej organizacji Clan Wars. Obecnie 26-latek zatrudniony jest w będącej liderem holenderskiego rynku organizacji LFL, gdzie dotychczas zdążył stoczyć dwa, wygrane zresztą pojedynki. Warto przede wszystkim przyjrzeć się również niezwykle bogatej karierze amatorskiej Andreeasa Bindera – bo poza wieloma osiągnięciami i tytułami, które w jej trakcie zdobył, ma na swoim koncie jeszcze jeden, prawdopodobnie największy sukces – otóż Irlandczyk jest jak dotąd jedynym zawodnikiem, któremu udało się pokonać obecną gwiazdę UFC – Iana Machado Garry’ego. Niech ten rezultat, będzie wyznacznikiem talentu, z jakim mamy do czynienia w przypadku Bindera, bo doskonale przecież wiemy jak wspaniałym fighterem jest Ian Machado Garry i w jakim miejscu swojej kariery się aktualnie znajduje. „Judoka” ma jeszcze jeden, bardzo mocny atut – otóż jak sam pseudonim wskazuje, posiada on czarny pas Judo i umiejętności z tej sztuki walki bardzo często wykorzystuje w swoich pojedynkach. Z racji niepisanej współpracy i dobrych relacji na linii LFL – KSW, angaż Bindera wydaje się całkiem prawdopodobny. Ja z chęcią zobaczyłbym go w starciu z Kacprem Koziorzębskim (9-5) lub Emilem Weberem Meekiem (10-6).


6. Karol Skrzypek (10-3)

Przypadek dla niektórych pewnie dość kontrowersyjny – i owszem, ja sam nie jestem święcie przekonany i nie mógłbym zagwarantować, że Karol jest JUŻ na poziomie KSW. Z drugiej strony, absolutnie nie mógłbym też powiedzieć, że tak nie jest – dlatego z chęcią bym się o tym przekonał. Polak większość swoich walk stoczył w mającej aktualnie przerwę w działaniu organizacji Armia Fight Night, gdzie moim zdaniem, mimo naprawdę dobrych wyników, nie został do końca doceniony. W 2022 roku, do Skrzypka odezwała się organizacja TFL, oferując mu już w pierwszym występie walkę o mistrzowski pas kategorii półśredniej, który ostatecznie udało mu się zdobyć a następnie 2 razy skutecznie obronić. Umówmy się – organizacje prowadzoną przez Jacka Sarnę można lubić lub nienawidzić, bo tu opinie w środowisku są dość mocno rozbieżne, ale trzeba chyba zgodnie przyznać jeden fakt – Karol Skrzypek to zawodnik, który umiejętnościami przewyższa już możliwości TFL i właściciele organizacji najzwyczajniej w świecie mogą po prostu nie być w stanie ściągnąć dla niego godnego przeciwnika. Głównie dlatego, ciężko racjonalnie ocenić realne umiejętności reprezentanta warszawskiego klubu Skra Sport. I tak – wiem, że mógłby zamiast od razu dwóch kroków w przód zrobić najpierw tylko jeden, czyli spróbować swoich sił w FEN czy Babilonie – ale nawet w przypadku, gdyby coś poszło nie tak i po ewentualnym angażu w KSW poślizgnęła mu się noga i rozstał by się z organizacją, to i tak najprawdopodobniej zaliczyłby awans sportowy względem tego, gdzie jest dzisiaj, bo zapewne w takiej sytuacji, zainteresowały by się nim właśnie wyżej wspomniane organizacje. Czemu więc nie spróbować? Ja bardzo chętnie zobaczyłbym Skrzypka w najwyższej polskiej lidze MMA, a testerem jego zdolności, mógłby zostać na początku chociażby Kacper Koziorzębski (9-5) czy Jivko Stoimenov (14-6)


7. Sanjar Yusupov (3-0)

Chyba w większości zgodzimy się z tym, że kibice KSW zdecydowanie bardziej woleliby obserwować transfery znanych i obytych na światowym rynku zawodników i nie za bardzo lubią, gdy kontrakt podpisuje ktoś z tak małym doświadczeniem. Owszem, ja również do tych osób należę, ale nie da się kontraktować samych gwiazd i w przypadku gdy mamy do czynienia z tak dobrze zapowiadającym się prospektem jakim bez wątpienia jest Sanjar – można przymknąć oko i pozwolić mu się zaprezentować. Umówmy się też, że Tadżykistan nie jest pierwszym kierunkiem na który spogląda KSW i pewnie gdyby nie to, że Yusupov na co dzień mieszka w Warszawie i trenuje w tamtejszym klubie Aligatores Fight Club, to najprawdopodobniej nie znalazłby się w tym zestawieniu. Na nasze szczęście, Tadżyk nie tylko żyje w Polsce, ale także miał już okazję pokazać się przed naszą publicznością – po raz pierwszy miało to miejsce na gali Silesian MMA 8, gdzie pokonał rywala przez nokaut w 2 rundzie. Dwie kolejne walki, Sanjar stoczył już dla nowopowstałej organizacji Strife i ponownie obydwa starcia wygrał przed czasem, w tym jedno w iście rekordowym tempie, bo na gali Strife 3 znokautował swojego przeciwnika zaledwie w.. 7 sekund! To może być naprawdę duży talent na polskiej scenie MMA, zwłaszcza, że ma dopiero 23 lata. Za umiejętnościami Yusupova idzie w parze również ogromna popularność w Tadżykistanie – tamtejsi kibice bacznie śledzą poczynania swoich rodaków na zagranicznych wydarzeniach (przyp. red. debiutancką walkę Narullo Alieva w UFC, śledziło na żywo na stadionie narodowym w Duszanbe około 20 000 osób. W Tadżykistanie była wtedy.. 2:35 nad ranem) więc w przypadku ewentualnego angażu, spora grupa ludzi z tamtej części świata dowiedziałaby się o polskiej organizacji. W debiucie na wielkiej scenie, Sanjara Yusupova mógłby przywitać chociażby Borys Borkowski (4-3)


8. Adrian Zeitner (11-3)

W odróżnieniu od Tadżykistanu, Niemcy to akurat kierunek bardzo pożądany przez KSW, zwłaszcza w ostatnim czasie. Mnogość organizacji które funkcjonują na tamtejszym rynku powoduje, że jest również dostępnych wielu, ciekawych zawodników. Jednym z nim jest na pewno Adrian Zeitner. 28-latek wszystkie swoje dotychczasowe pojedynki stoczył na terenie Niemiec, walcząc pierwotnie dla organizacji We Love MMA, w której zdobył mistrzostwo kategorii półśredniej i obronił je czterokrotnie, a następnie przeniósł się pod skrzydła organizacji German MMA Championship, gdzie walczy po dziś dzień. Bardzo dużym atutem reprezentanta Niemiec jest jego skuteczność – jeszcze żaden z jego zwycięskich pojedynków, nie dotrwał do decyzji sędziowskiej, bo Zeitner jak wygrywał – to tylko przed czasem, zazwyczaj wykorzystując do tego swoje fantastyczne umiejętności parterowe, którymi zdołał poddać już 9 przeciwników, a pozostałych 2-óch, którzy nie odklepali – wykończył ciosami z góry. Imponujący styl walki, świetny bilans, nieźli rywale odprawieni z kwitkiem i młody wiek – Niemiec zdaje się mieć naprawdę spore argumenty, aby zainteresować swoją osobą KSW. Ja osobiście bardzo bym chciał zobaczyć go w szeregach polskiej organizacji, na przykład w starciu z Marcinem Krakowiakiem (13-4)


9. Jason Ponet (23-15-1)

Myślę, że słowo obieżyświat w przypadku tego zawodnika jest najbardziej adekwatne do historii jego kariery – bo jak inaczej nazwać kogoś, kto walczył na 6 różnych kontynentach? W „CV” Poneta, brakuje jedynie występu na Antarktydzie i coś mi się wydaje, że tego wyzwania zrealizować mu się nie uda, chociaż patrząc na postęp technologii to.. kto wie. Urodzony na terytorium Gujany Francuskiej reprezentant Francji, na przełomie długiej kariery walczył w wielu różnych organizacjach, również w tych uważanych powszechnie za bardzo dobre, jak np. Cage Warriors, ACB czy PFL a ostatnio zaliczył nawet epizodyczny występ podczas jednej z gal z cyklu ONE Friday Fights organizowanych przez światowego giganta – ONE Championship. W tej pierwszej, przy okazji swojego debiutu, stanął nawet do walki o mistrzowski pas kategorii lekkiej, jednak nie wykorzystał szansy i przegrał pojedynek z Chrisem Fishgoldem, a jego przygoda w brytyjskiej organizacji na tym poprzestała. Ponet miał już również okazję zaprezentować się przed polskimi kibicami – w 2016 roku, na gali Slavia Republic 1 w Bojanie, w walce wieczoru skrzyżował rękawice z byłym już wówczas zawodnikiem UFC – Piotrem Hallmanem i po bardzo wyrównanej walce która niosła za sobą wiele późniejszych dyskusji, przegrał z Polakiem niejednogłośną decyzją sędziów. To bez wątpienia ciekawy zawodnik z ogromnym doświadczeniem i wieloma świetnymi nazwiskami na tarczy, który na ewentualnej gali we Francji – i nie tylko – mógłby przyciągnąć sporą rzeszę tamtejszych fanów. Według słów dyrektora generalnego KSW – Wojsława Rysiewskiego, dowiedzieliśmy się, że „The Amazonian Samourai” był brany pod uwagę w kontekście walki z Kacprem Koziorzębskim (9-5) na KSW 72 w Kielcach, po tym jak jego pierwotny rywal – Emil Weber Meek (10-6) doznał kontuzji. Kacper wówczas odmówił tej walki, a samo starcie z Meekiem zostało przeniesione. Teraz wydaje się to być idealnym rozwiązaniem, aby po ewentualnym angażu Jasona Ponet, zestawić go z którymś z tej wyżej wymienionej dwójki.


10. Dimitry Zebroski (20-12-1)

Czymże byłoby to zestawienie bez choć jednego przybysza z Brazylii. Nie ma w tym nic dziwnego, bo wybór zawodników w tym kraju jest niezwykle szeroki i jak pokazały ostatnie angaże do KSW – często okazuje się, że reprezentanci tego kraju potrafią solidnie namieszać w swoich dywizjach w polskiej organizacji. Zebroski nazwisko ma bardzo polsko-brzmiące, jednak jak wskazuje jego imię – korzenie ma rosyjskie, choć kto wie, czy któryś z jego przodków nie miał także polskiego pochodzenia. 35-latek sporą część walk stoczył właśnie na galach rosyjskich organizacji, przeplatając to występami na walkach w lokalnych, brazylijskich organizacjach. W jednej z nich – a dokładniej JVT Championship – jest nawet aktualnym mistrzem kategorii półśredniej. W Rosji natomiast, udało mu się dotrzeć do walki o tytuł organizacji ProFC, jednak musiał wtedy uznać wyższość Ukraińca – Maxima Shvetsa. Poza sporym doświadczeniem, sporym atrybutem Zebroskiego jest jego twarda głowa – Brazylijczyk tylko dwukrotnie przegrywał swoje walki będąc znokautowanym, a oglądając jego występy można zauważyć, jak dużo ciosów na głowę potrafi przyjąć. Nie jest to najprawdopodobniej materiał na przyszłego mistrza KSW, ale żeby tradycji stało się zadość, to musiałem znaleźć miejsce dla jakiegoś Brazylijczyka. Jako rywal dla przykładowo Briana Hooia (19-10) sprawdziłby się idealnie i obaj zawodnicy byliby gwarancją efektownej batalii na pięści.


11. Tymoteusz Łopaczyk (9-3)

Jeden z tych zawodników, do którego angażu w KSW powinno dojść już dawno temu. 27-latek niemal od początku swojej zawodowej kariery toczył pojedynki pod sztandarem organizacji FEN, gdzie przegrał tylko jedną walkę. W międzyczasie, przeplatał również swoje występy w organizacji Armia Fight Night, w której udało mu się zdobyć szablę wagi półśredniej – tamtejszy odpowiednik powszechnie znanego mistrzowskiego pasa. Z nie do końca wiadomych przyczyn, Armia Fight Night zawiesiła chwilowo swoją działalność, więc ich zawodnicy – a w tym także Łopaczyk – musieli szukać nowego pracodawcy i był to moment, w którym wydawało się, że to właśnie KSW będzie nowym „domem” Polaka, ostatecznie padło jednak na Babilon MMA, gdzie w debiutanckim starciu z Piotrem Wawrzyniakiem, Bielawianin musiał znieść gorycz porażki, jednak ważne odnotowania jest to, że Tymek walczył wtedy w nowej dla siebie kategorii wagowej – średniej. Kolejne starcie, zaplanowane było już w powszechnym dla Tymoteusza limicie do 77kg. jednak z powodu kontuzji której doznał jego pierwotny rywal – Jakub Kamieniarz, ostatecznie stanęło na limicie umownym do 80 kilogramów, a „Honey Badger” pewnie wypunktował Brazylijczyka Kleversona Sampaio. To zwycięstwo wystarczyło, by już w kolejnym pojedynku, który odbędzie się już lada moment – bo dokładnie 22 września na gali Babilon MMA 38 w Chełmie, Łopaczyk zmierzył się o mistrzowski pas kategorii półśredniej, w starciu w którym skrzyżuje rękawice z innym Polakiem – Markiem Jakimowiczem. Nie wiadomo więc, jak potoczą się losy zarówno tego pojedynku jak i dalszej kariery 27-latka, jednak w bliższej lub dalszej przyszłości bardzo chciałbym zobaczyć go w KSW, a w debiutanckiej potyczce mógłby zmierzyć się z Jivko Stoimenovem (14-6)


12. Andreas Stahl (15-5)

Na mocno pożądanym przez KSW skandynawskim rynku, również można znaleźć naprawdę dobrych zawodników. Andreas Stahl może do najmłodszych już nie należy i najlepsze lata kariery ma już pewnie za sobą, ale to wciąż niezwykle ciekawy i mocny gość. 35-latek to były zawodnik m.in. UFC, gdzie stoczył dwa pojedynki. Ameryki wprawdzie nie podbił, bo obydwa przegrał – ale za to z jakimi rywalami! Szwed mierzył się bowiem z aktualnym numerem #4 rankingu kategorii półśredniej – Gilbertem Burnsem oraz z prawdziwym weteranem amerykańskiej organizacji – Santiago Ponzinibbio. Po nieudanej przygodzie z UFC, Andreas powrócił do Europy gdzie zaliczył epizodyczny występ pod sztandarem Cage Warriors, później próbował swoich sił również w rosyjskich organizacjach ACB i M-1 Challenge a finalnie w 2021 roku powrócił do korzeni i zasilił szeregi miejsca, gdzie zaczynał swoją zawodową karierę, czyli szwedzkiego Superior Challenge. Rok później, „Real Steel” zdobył tamtejszy tytuł mistrzowski w kategorii półśredniej, a jeszcze później, dokładnie taki sam zdobył w innej organizacji – Battle of Botnia. Była to zarazem jego ostatnia jak dotąd zawodowa walka i od tamtej pory temat kolejnych występów Stahla nieco ucichł. 35-latek jest więc mistrzem dwóch różnych organizacji, co może stanowić pewien problem w przypadku chęci zakontraktowania go w KSW. Z drugiej strony – nie wiadomo dokładnie, jakie zapiski w kontrakcie ma reprezentant Szwecji. Być może istnieje szansa, że nie są one na wyłączność i KSW mogłoby skutecznie o niego powalczyć. Byłby to świetny angaż, bo mimo swojego wieku, Stahl mógłby jeszcze sporo namieszać w swojej dywizji, zaczynając chociażby od walki z Andrzejem Grzebykiem (20-6)


13. Walter Pugliesi (9-3)



Jeśli już Marcin Różalski w niektórych kibicach budził poczucie grozy i kontrowersji, to szczerze mówiąc nie wiem, czy Walter Pugliesi miałby łatwe życie w KSW. Tatuaży na całym ciele ma chyba jeszcze więcej niż „Różal„, a i sama historia życia Włocha może naprawdę zmrozić krew w żyłach. Kradzieże, rozboje, przynależność do włoskiej mafii, kilkukrotna odsiadka w areszcie i handel narkotykami – to tylko niektóre „przeboje” z mrocznej przeszłości reprezentanta Włoch. Nie chcę nawet wiedzieć, ile razy Pugliesi mógł za młodu otrzeć się o swoje życie, ale zgaduję, że bywało bardzo wiele sytuacji, przez które nie mógłbym umieścić go w tym zestawieniu. Na całe szczęście, „Kraken” w porę otrzeźwiał i po którymś z kolei pobycie w więzieniu postanowił oczyścić się z całego zła i zacząć wszystko od nowa – tak właśnie trafił na pierwsze treningi MMA, które pozwalały mu zapomnieć o brudach z przeszłości i skupić się na samorozwoju. W jednym z wywiadów którego udzielił amerykańskiemu portalowi BJPENN.com, Włoch powiedział: „– Myślę, że narkotyki zastąpiłem MMA – po prostu znalazłem coś na tyle uzależniającego, co pomogło mi skończyć z czymś innym równie uzależniającym”. Historia Waltera to materiał na osobny artykuł, teraz skupmy się na tym co było później, czyli kariera zawodnicza. W czasach, gdy Pugliesi stawiał w niej swoje pierwsze kroki, mieszane sztuki walki we Włoszech dopiero raczkowały, stąd też swoich kilka pierwszych pojedynków stoczył w mniejszych, działających wtedy lokalnych organizacjach i udało mu się zbudować imponującą serię 6 zwycięstw bez porażki. Przed prawdziwym wyzwaniem stanął dopiero przy okazji wizyty organizacji Bellator MMA w Italii, jednak musiał wtedy uznać wyższość rywala i zaliczył pierwszą porażkę w zawodowej karierze. Okazję do zrehabilitowania się pod sztandarem amerykańskiej organizacji dostał już niecały rok później i tym razem to on opuścił oktagon jako zwycięzca, dokładając później jeszcze dwa kolejne na lokalnych, włoskich galach. Postać Pugliesiego bez wątpienia byłaby dla części kibiców zbyt kontrowersyjna i nie wiadomo, czy KSW odważyłoby się na taki krok, ryzykując przy tym swoją opinię publiczną – jeśli jednak tak by się stało, to idealnym sprawdzianem dla Włocha mógłby okazać się Kacper Koziorzębski (9-5) lub Wiktor Zalewski (5-0)


14. Lionel Padilla (9-2)

Nazwisko Hiszpana większość z Was może już kojarzyć, bowiem w przeszłości mieliśmy okazję oglądać go już w klatce polskiej organizacji – na studyjnej gali KSW 59 w Łodzi, Padilla zmierzył się z aktualnym mistrzem dywizji półśredniej – Adrianem Bartosińskim i mimo przegranej przed czasem zaprezentował się naprawdę całkiem dobrze, stawiając „Bartosowi” chyba największy opór z wszystkich jego dotychczasowych przeciwników z którymi mierzył się w KSW. Doskonale wiemy, jak świetnym zawodnikiem jest Bartosiński, więc samą postawą podczas tego starcia, uważam, że Padilla zasłużył na jeszcze jedną szansę na występ pod sztandarem polskiej organizacji. Miał ją otrzymać już dużo wcześniej, gdyż na gali KSW 67 w lutym ubiegłego roku, miał skrzyżować rękawice z Igorem Michaliszynem, jednak panująca wtedy pandemia koronawirusa i pozytywny wynik testu Hiszpana pokrzyżowały te plany i do zestawienia ostatecznie nie doszło. 37-latek może też mówić o sporym pechu, jaki spotykał go na przestrzeni ostatnich miesięcy, bo od czasu wspomnianej wyżej walki z Bartosińskim, do skutku doszedł zaledwie 1 z 3 zaplanowanych pojedynków Lionela Padilli. Również ten ostatni, w którym miał on zmierzyć się o pas mistrzowski kategorii super lekkiej hiszpańskiej organizacji AFL finalnie nie doszedł do skutku. Reprezentant Hiszpanii nie pojawił się więc w oktagonie już od prawie 1.5 roku, ale o przerwie w treningach nie ma mowy i można stwierdzić, że byłby gotowy do walki praktycznie w każdej chwili. W drugim podejściu do KSW mógłby zmierzyć się chociażby z Michałem Pietrzakiem (10-7)


15. Klemens Ewald (7-3)

Kończymy zestawienie jeszcze jednym Polakiem, którego w ostatnim czasie możemy kojarzyć bardziej z pracą trenera aniżeli z bycia zawodnikiem. Ewald na co dzień prowadzi swój własny klub sportów walki Clemenza Team, gdzie uczy zarówno młodych adeptów jak i tych bardziej doświadczonych fachu pojedynkowania się w różnych płaszczyznach. Jest również głównym trenerem walczącego w freak fightowych federacjach Aleksandra „Sashy” Muzheiko. Poza udaną karierą trenerską, Klemens nadal pozostaje aktywnym zawodnikiem – i to naprawdę niezłym. Będąc jeszcze „na amatorstwie”, Gdańszczanin wyśrubował niezwykle imponujący rekord wynoszący aż 18-0, po którym zdecydował się przejść na zawodowy poziom mieszanych sztuk walki, gdzie zresztą również radzi sobie całkiem nieźle – walczył m.in. dla takich organizacji jak FEN czy Celtic Gladiator, udało mu się także zdobyć mistrzowski pas kategorii półśredniej nieistniejącej już polskiej organizacji Time of Masters, a ostatnio powrócił do klatkowych występów i w imponującym stylu pokonał podczas gali na Cyprze faworyzowanego, niepokonanego wówczas lokalnego zawodnika – Simeona Karlslidisa. Łączenie pracy trenera z regularnymi występami jako zawodnik z pewnością nie należy do najłatwiejszych rzeczy, ale jeśli Klemens zdecydowałby się na częstsze występy, to być może powinien on zainteresować KSW w kontekście potencjalnego angażu. W polskiej organizacji mógłby zmierzyć się np. z Borysem Borkowskim (4-3) lub stoczyć rewanżowy pojedynek z rywalem, którego już raz kiedyś pokonał czyli Mateuszem Janurem (6-6) – jeśli ten zgodziłby się na zejście do swojej byłej kategorii.

 

Patryk Goryluk

dla MMA – bądź na bieżąco 

Dodaj komentarz