Echa sobotniego wieczoru, czyli 10 szybkich wniosków po gali KSW 88 w Radomiu

Gala KSW 88, która sobotniego wieczoru po raz drugi w historii polskiej organizacji odbyła się Radomiu przeszła już do historii. Czy była to najlepsza gala MMA w Polsce w tym roku? Na pewno jest bardzo mocny kandydat.

Statystyki nie kłamią także i w tym przypadku – 8 na 10 walk zakończyło się przed czasem, z czego 5 z nich w 1 rundzie. Tylko 2 starcia trwały pełen dystans, z czego jedno – walka wieczoru – była tak dobra, że trwała zdecydowanie za krótko. Były spektakularne nokauty, efektowne poddania i krwawe wymiany w stójce – to tylko potwierdza, że była to gala przez duże G. 



W tym artykule chciałbym przedstawić Wam moje wnioski, które wyciągnąłem z każdej z poszczególnych walk. Oczywiście moja personalna opinia nie musi być zgodna z Waszą, postaram się jednak obiektywnie i logicznie stwierdzić 10 wniosków po gali KSW 88.


1. Siekierę przydałoby się naostrzyć – bo o ile „Siexa” oraz Michał Gniady sprezentowali prawdziwą ucztę dla koneserów krwawej jatki, o tyle to Jacek Gać był tym, który miał do tej walki pełny okres przygotowawczy i do klatki wchodził w roli ogromnego faworyta. Na pewno jeszcze będziemy mieli okazję zobaczyć Warszawiaka w akcji na którejś z przyszłych gal – i dobrze, bo Legioniści którzy przyjechali za nim wspierać go z trybun zrobili fantastyczną robotę – ja jestem fanem takich kibicowskich klimatów rodem z piłki nożnej na galach sportów walki.

2. Konrad Rusiński z hukiem wchodzi do gry – pewnie gdyby Konrad miał za sobą pełny obóz przygotowawczy, a nie wchodził na zastępstwo na ostatnią chwilę, kursy bukmacherskie w jego pojedynku z Krystianem Bielskim byłyby dużo bardziej wyrównane – mało kto miał prawo wiedzieć, w jakiej formie znajduje się aktualnie pochodzący z Włodawy zawodnik i jak się bardzo szybko okazało – był w fenomenalnej. Kompletnie bez stresu wszedł do klatki jak po swoje i od pierwszego gongu zrobił to, co sobie wcześniej zaplanował. Naprawdę imponujący był to występ, którym Rusiński wystosował ostrzeżenie dla czołówki kategorii półśredniej, że do stawki wkroczył nowy, głodny sukcesu gracz.

3. Walki kobiet same od siebie odrzucają – gdy człowiek jest już nabuzowany pozytywną energią po dwóch poprzednich starciach i chce dalej oglądać świetnie zapowiadającą się galę, wtem do klatki wchodzą kobiety i.. czar prysł. Nie będę już nawet pisał o słabych i dobrych stronach jednej i drugiej, bo w zdecydowanej większości przypadków i tak nie ma znaczenia kto z kim walczy – zawsze wygląda to tak samo, czyli najzwyczajniej w świecie.. nudno. To nie tak, że jestem totalnie anty do kobiecego MMA, niech sobie walczą, wręcz szanuję wyboru takiej ścieżki – ale może warto by pomyśleć o jakimś osobnym projekcie coś „à la europejska Invicta” – utworzyć osobną organizację tylko dla kobiet, robić kilka gal w roku z udziałem zawodniczek zarówno z Polski jak i całej Europy, może spróbować nawiązać jakąś współpracę z UFC Fight Pass która byłaby motywacją i szansą na bycie zauważonym za oceanem dla najlepszych z nich. Kiedyś był już w Polsce podobny produkt – Ladies Fight Night, któremu mimo bardzo skromnego budżetu udało się zorganizować kilka wydarzeń i przyciągnąć do siebie naprawdę ciekawe dzisiaj nazwiska. Może to jest jakieś rozwiązanie?

4. Ramzan Jembiev sporo stracił w oczach polskich kibiców – i nie chodzi tu nawet o sam występ, którym udowodnił, że ma naprawdę spore umiejętności, mimo, że wchodzący na zastępstwo w ostatniej chwili Fabian Łuczak skazywany był na szybką porażkę i nikt nie wymagał od niego świetnego występu. Chodzi o to, co stało się w dniu ważenia. Przestrzelenie wagi o prawie 5 kilogramów to kryminał i nie ma na to absolutnie żadnego usprawiedliwienia, co zresztą można było przeczytać w komentarzach internautów – nawet tych francuskich.

5. Vladyslav Falbiychuk zasługuje na duży szacunek – nie każdy zawodnik w tak młodym wieku, mający za sobą tak udaną karierę amatorską zdecydowałby się zaryzykować i wziąć pojedynek na mniej niż 24 godziny przed startem wydarzenia, w dodatku będący jego zawodowym debiutem, w największej polskiej organizacji, przy tak dużej publiczności i na domiar złego w nie swojej kategorii wagowej. Myślę, że w tym przypadku wynik to sprawa drugorzędna, a sam Ukrainiec bardzo dużo zyskał w oczach właścicieli KSW i zapewne zagwarantował sobie kolejne występy w przyszłości.

6. Stefan Vojcak przytłumił nieco zbyt rozżarzone nadzieję fanów wobec Kamila Gawryjołka – przyznaję, że osobiście pokładałem ogromne nadzieję w postaci Kamila i naprawdę liczyłem oraz wierzyłem, że jest w stanie wygrać nie tylko sobotnią walkę, ale także, że na przestrzeni kilku następnych pojedynków będzie poważnym kandydatem do bycia kolejnym pretendentem do starcia o pas mistrzowski z Philem De Friesem. Słowak okazał się być jednak na ten moment przeszkodą nie do przejścia, ale pamiętajmy, że Gawryjołek ma dopiero 26 lat – to wciąż bardzo młody zawodnik i moje nadzieję z nim jako przyszłością polskiej wagi ciężkiej absolutnie nie zanikły, tylko po prostu droga ta nieco się wydłuży. 

7. Albert Odzimkowski był, jest i będzie – nie chcę tu za bardzo pisać o samej walce, bo umówmy się – idealna w wykonaniu Alberta to ona nie była. Otwierał się po kopnięciach, przewidywalne low kicki które wyrządzały więcej szkody jemu samemu aniżeli rywalowi, kto wie, czy przeciwnik z wyższej półki nie wykorzystałby tych błędów na swoją korzyść. Tylko jakie to ma znaczenie? A no właśnie – absolutnie żadne. Albert ostatecznie wygrał, zrobił to w widowiskowy sposób i niech tylko to pozostanie w naszej pamięci, bo nikt mi nie powie, że widok przeszczęśliwego Albercika po zwycięstwie u siebie w domu, nie wywołał u Was choćby minimalnego uśmiechu na twarzy, bo tego pozytywnego „Rudzielca” (bez obrazy, rzecz jasna!) z Radomia po prostu nie da się nie lubić.

8. Do 3 razy sztuka – w przypadku Marcina Wójcika to powiedzenie może niedługo okazać się niezwykle trafne, bo wydaję mi się, że aktualna wersja „Giganta” jest zdecydowanie najlepsza spośród wszystkich trzech prób zawojowania KSW, których byliśmy świadkami na przestrzeni lat. Rzecz jasna to od zawsze był bardzo dobry zawodnik i ścisła czołówka dywizji półciężkiej w Polsce, ale obecna forma Marcina może zwiastować naprawdę sporo dobrego w przyszłości tej kategorii. Bonus za nokaut wieczoru jak najbardziej zasłużony, brutalne to było jak cholera, jak witać się z kibicami ponownie to tylko w taki sposób! Nie mogę doczekać się przyszłych starć w tej wadze, bo będzie się działo: jest już Marcin Wójcik, jest też Rafał Haratyk czy Kleber Silva, a gdzieś w tle wciąż niebezpieczni i aspirujący do mistrzowskich starć Bogdan Gnidko i Ivan Erslan. Nie będzie miał łatwo w najbliższych miesiącach Ibragim Chuzhigaev, oj nie będzie. 

9. Piotr Kuberski zakrzywia czasoprzestrzeń – pewnie wielu z Was o tym wie, ale znajdą się też tacy którzy nie mają pojęcia, że Qbear ma już 35 lat! Patrząc na jego sobotni występ nie ma w tym nic dziwnego, bo reprezentant poznańskiego Ankos MMA wyglądał w klatce na 10 lat młodszego – kondycja, szybkość, odporność na ciosy. To tylko pokazuje, jak istotne znaczenie ma styl walki i ich intensywność, Piotrek na przestrzeni tych 14 walk nie zbierał zbyt wielu ciosów na głowę, co daje efekt w postaci tak fantastycznej formy w tym wieku. Osobiście bardzo się cieszę, że finalnie zakotwiczył on u nas, w Polsce a nie – jak spekulowano – za oceanem.

10. Byku, coś Ty narobił? – nie było chyba osoby w środowisku polskiego MMA, która faworyzowała by w tym starciu Patryka Kaczmarczyka – owszem, miał rzeszę swoich kibiców, którzy gdzieś w podświadomości wierzyli, że może zaskoczyć, ale chyba absolutnie nikt nie postawiłby na Patryka całości swojej wypłaty. Ja również posypuję głowę popiołem, bo w tym przypadku nie byłem ewenementem i również obstawiałem zwycięstwo Daniela Rutkowskiego. Forma, z jaką w sobotni wieczór wszedł do klatki Kaczmarczyk, była wręcz wybitna – stójka niczym Jon Jones, obrony obaleń i walka w klinczu jak u medalisty olimpijskiego w zapasach – naprawdę duży szacunek za takie przygotowanie i występ na tle tak dużego nazwiska jak Rutek. Boję się myśleć, co by się działo na arenie, gdyby po tym latającym kolanie w pierwszych sekundach walki Daniel się już nie podniósł. Byłby to i światowy viral i scenariusz na jakiś naprawdę dobry film.

 

Dodaj komentarz