Podczas gali KSW 70 dojdzie do debiutu w okrągłej klatce jednego z najlepszych polskich kickboxerów, Radosława Paczuskiego.
Chociaż Radek przygodę ze sportami walki rozpoczął dość późno, dziś ma na swoim koncie pokaźne doświadczenie zebrane w kickboxingu, boksie i muay thai. Ma też już za sobą debiut i trzy świetne wygrane w mieszanych sztukach walki. Jego sportowa droga zaczęła się jednak od piłkarskiego boiska.
– Przygodę ze sportem rozpocząłem od piłki nożnej – wspomina Radek. – Miałem wtedy sześć lat, a grałem przez kolejne dziewięć. Dość dobrze mi to wychodziło. Grałem w młodzieżówce Legii Warszawa i chodziłem do szkoły sportowej. Od zawsze ciągnęło mnie jednak też do sportów walki i tak w wieku piętnastu lat trafiłem na salę bokserską. Rano miałem treningi piłkarskie, a wieczory wypełniałem boksem. W sumie przez rok zajmowałem się jednym i drugim. Po roku stwierdziłem, że piłka nie sprawia mi już radości. Zdecydowałem, że chcę iść na sto procent w sporty walki. Postawiłem wszystko na jedną kartę.
Radek zaczął od boksu, a na salę treningową trafił za sprawą księdza.
– Nawet jak byłem młodszy, myślałem już o MMA, ale tak to bywa, że czasami wybiera się klub, który jest blisko. Zacząłem od boksu w klubie parafialnym założonym przez księdza. Nigdy w domu nam się specjalnie nie przelewało, a w klubach trzeba było płacić składki członkowskie. Nie miałem kasy, więc wszystko było odwlekane w czasie. Pewnego dnia usłyszałem o sekcji założonej przez księdza Mikulskiego w Radości. Okazało się, że jest ona za darmo. Kto chce trenować może przyjść i nie musi nic płacić. W dniu, w którym się o tym dowiedziałem, byłem już na pierwszym treningu. Spędziłem tam w sumie trzy lata. Po pewnym czasie, gdy trener dostrzegł, że jestem bardzo zmotywowany do treningu, dał mi klucze do sali i dzięki temu mogłem jeszcze więcej trenować, również w soboty i niedziele. Święta, nie święta, codziennie byłem na sali. Mogłem przychodzić, kiedy chciałem, a chciałem codziennie, więc trenowałem każdego dnia. Wówczas już czułem, że to jest mój sport, moja pasja.
W wieku dziewiętnastu lat Radek rozpoczął treningi kickboxingu i muay thai. W kilka lat zdobył pokaźne doświadczenie w ringu i odniósł w nim ogromne sukcesy. Stoczył ponad 100 walka amatorskich i 22 zawodowe. W latach 2014-2016 był członkiem kadry narodowej w kickboxingu i muay thai. Wywalczył mistrzostwo świata i wicemistrzostwo Europy w K-1. Był mistrzem Polski w kickboxingu i wielokrotnie zdobywał puchar świata. W muay thai wywalczył tytuł wicemistrza Europy i mistrza Polski. Na zawodowych ringach zdobył pas mistrzowski organizacji FEN i DSF.
– W roku 2019 padała propozycja walki w MMA w słynącej z mocnych pojedynków organizacji ACA. Miałem mało czasu na przygotowania, ale wykorzystałem swoje umiejętności strikerskie i wygrałem pojedynek na pełnym dystansie. W tym samym roku stoczyłem dwie kolejne walki i obie wygrałem nokautując rywali.
Przejście do świata MMA nie było łatwe, ale Radek był zdeterminowany i chętny do nauki nowych umiejętności.
– Wchodząc do MMA dużo dało mi to, że zacząłem swoją drogę od boksu, a nie od K-1. W szkole holenderskiej K-1 jest mało pracy na nogach. Stawia się raczej na mocne stanie i pójście na twarde wymiany. W boksie nauczyłem się jednak dobrej pracy na nogach, stoczyłem też ponad trzydzieści walk amatorskich i to pozwoliło mi szybko przestawić się na MMA. Mobilność w klatce jest dużym plusem. Znacznie trudniej też mnie złapać i obalić, ale nie ma co kryć, że w pierwszych miesiącach na macie na w zasadzie ciągle byłem obalany. Musiałem więc wyjść ze swojej stójkowej strefy komfortu i przez to przebrnąć. Nie ma jednak drogi na skróty, swoje trzeba zrobić.
Po pierwszych trzech walkach w MMA Radek borykał się z kontuzjami. Operacje i powrót do pełnej sprawności wykluczyły go z pojedynków na dłuższy czas. Podczas gali KSW 70 nastąpi jednak wyczekiwany powrót do startów. Rywalem Paczuskiego będzie inny doświadczony kickboxer, były mistrz organizacji Glory, Jason Wilnis.
– Sam jestem ciekaw, jak ten pojedynek się potoczy. Początkowo zakładałem, że będę walczył z przeciwnikiem, który będzie chciał mnie sprowadzić do parteru. Trenowałem więc dużo grapplingu i zapasów. Okazało się, że walczę ze stójkowiczem. On też nie ma dużego doświadczenia w MMA, ale różnie bywa w takich sytuacjach. Wydaje się, że dwóch zawodników ze sportów uderzanych powinno gwarantować, iż walka będzie toczyć się w stójce i może skończyć się przed czasem, ale nie wykluczam w niej też parteru. Zobaczymy co wydarzy się po zamknięciu drzwi klatki.
Do pojedynku Radosława Paczuskiego z Jasonem Wilnisem dojdzie już 28 maja podczas gali KSW 70 w łódzkiej Atlas Arenie.
Artykuł pochodzi ze strony kswmma.com