Echa sobotniego wieczoru, czyli 9 szybkich wniosków po gali KSW 86 we Wrocławiu

Gala KSW 86, która miała miejsce sobotniego wieczora na wrocławskiej Hali Orbita to już historia. Wydarzenie obfitowało w wiele znakomitych i zaskakujących zakończeń, a wrocławscy kibice pokazali, że warto odwiedzać stolicę Dolnego Śląska zdecydowanie częściej.

Podczas gali KSW 86, byliśmy świadkami 9-ciu pojedynków, które już na papierze wydawały się być niezwykle interesującymi starciami. Jednak chyba mało kto spodziewał się, że aż 8 z nich zakończy się przed czasem. Karta walk z całą pewnością pozwalała mieć nadzieję na świetne widowisko i KSW 86 z pewnością nim było – kto wie, czy nie mieliśmy do czynienia z najlepszą galą 2023 roku.

W tym artykule chciałbym przedstawić Wam moje wnioski, które wyciągnąłem z każdej z poszczególnych walk. Oczywiście moja personalna opinia nie musi być zgodna z Waszą, postaram się jednak obiektywnie i logicznie stwierdzić 9 wniosków po gali KSW 86

1. Adrian Gralak nie jest jeszcze na poziomie KSW – być może debiut w największej polskiej organizacji zaliczył nieco za wcześnie, być może nie wytrzymuje presji związanej z walkami dla niej – fakt jest jednak taki, że w przeciągu trzech (oficjalnie dwóch) występów w KSW, reprezentant WCA Fight Team nie pokazał kompletnie nic. Dwie szybkie przegrane, jedna walka no-contest w której do momentu przerwania również wyglądał mizernie – to chyba jeszcze nie ten czas. To oczywiście wciąż bardzo młody zawodnik, który w przyszłości może wyrosnąć na świetnego zawodnika, jednak na ten moment powinien zrobić krok w tył i wygrać 2 lub 3 pojedynki w którejś z mniejszych organizacji

2. Mariusz Joniak rozczarował – jasne – w przypadku debiutu nowego zawodnika, nigdy tak naprawdę do końca nie wiadomo, czego możemy się po nim spodziewać. Wiedzieliśmy, że Miljan Zdravković to niezły, niepokonany stójkowicz, ale faktem jest, że jeśli jesteś największym faworytem bukmacherów na całej karcie walk a ostatecznie to starcie przegrywasz, to niezależnie od postawy i tak zawsze jest to rozczarowanie. Mariusz wyglądał w tej walce po prostu źle – dał się obalić stójkowiczowi, a wstanie spod niego i powrót na nogi zajął mu prawie 3 minuty, po których wyraźnie widać było zmęczenie na jego twarzy, nie udała mu się żadna z podjętych prób obalenia, a chwilę później przy próbie ofensywnej akcji w stójce nadział się na świetny, kontrujący sierpowy Serba. Słaby występ, jednak mam nadzieję, że to tylko wypadek przy pracy.

3. Nie wierzę już w Filipa Stawowego – o ile słabszą dyspozycję w jego debiutanckiej dla KSW walce z Michalem Martinkiem można było argumentować tym, że Polak walczył niemal od początku ze złamanym oczodołem, tak na sobotni pojedynek z Viktorem Peštą nie ma już żadnego usprawiedliwienia. Czech kompletnie przejechał się po Stawowym nawet się przy tym nie męcząc i mimo słabszej formy w ostatnich walkach i będąc nominalnie zawodnikiem z niższej kategorii, pokazał różnice poziomu jaki dzieli byłego zawodnika UFC czy mistrza OKTAGON a Filipa Stawowego. Polak to nadal niezły zawodnik, ale ja przestałem wierzyć w jego mistrzowskie aspiracje – trudno żeby było inaczej, podczas gdy w KSW pokonał on jak dotąd jedynie niemającego do niedawna zbyt wiele wspólnego z MMA Marka Samociuka.



4. Gdyby w rozdawanych co rok Heraklesach była kategoria za największe rozczarowanie roku, Łukasz Sudolski byłby jednym z głównych kandydatów. Zawodnik który ledwie 2 lata temu bił się podczas Dana White’s Contender Series i był o krok od UFC, w KSW zaliczył dwie szybkie porażki i pewnie w następnym pojedynku będzie walczył o swoje być albo nie być w polskiej organizacji. Jasne – taryfy ulgowej nie miał, bo Kleber Silva okazał się być dużo lepszy niż mogło się wydawać, a Damian Piwowarczyk od dawna uważany jest za sporego kalibru talent polskiej sceny MMA. Wciąż mówimy jednak o zawodniku, który przez 7 lat pozostawał niepokonany, zainteresowało się nim UFC a na polskim podwórku nikt nie stanowił dla niego problemu. Przyznam szczerze – liczyłem na więcej. W tym podpunkcie chciałbym wyróżnić jeszcze Damiana Piwowarczyka – świetny występ i kapitalny nokaut.

5. Wiktor Zalewski udowadnia, że mamy do czynienia z talentem na dużą skalę. Osobiście przyznam się bez bicia, że przed debiutem Wiktora w KSW nie byłem do końca przekonany czy jest rzeczywiście tak dobry jak się o nim mówi. Po walce z Robertem Maciejowskim nabrałem nieco więcej zaufania, jednak wciąż nie byłem absolutnie przekonany o jego świetności, bo mimo, że dał wtedy świetną walkę, to na tle Roberta liczyłem na coś więcej. Pojedynek z Kacprem Koziorzębskim pokazał jednak, że Zalewski jeńców nie bierze i rzeczywiście trzeba docenić jego wysokie umiejętności. Następne starcie najpewniej będzie już z kimś, kto znajduje w rankingu kategorii półśredniej – to będzie prawdziwe wyzwanie, które bezsprzecznie zweryfikuje fenomen Wiktora.

6. Artur Szczepaniak potwierdza swoją solidność – byłem jedną z tych osób, które nie widziały w Szczepaniaku stuprocentowego faworyta w starciu z Henrym Fadipe, a wręcz nieco bardziej sugerując się też trochę kursami bukmacherskimi, upatrywałem dobrą okazję w obstawieniu na Fadipe. Nie był to dla Polaka spacerek, tylko twarda i wyniszczająca walka, ale summa summarum udowodnił, że jest na tyle solidnym zawodnikiem żeby wygrywać starcia w których jest faworytem.

7. Pan profesor Lom-Ali Eskiev – fenomenalny, bezbłędny wręcz występ reprezentanta Niemiec. Doskonale wykonany gameplan, od początku wciągnął Dawida Śmiełowskiego w swoją grę i po obaleniu całkowicie wykluczył mu możliwość powstania na nogi. Zrobił co chciał i śmiem twierdzić, że był to najlepszy jak dotąd pojedynek Eskieva w KSW. Śmiełowski walczył, próbował, ale był kompletnie bezradny na tle tak kapitalnie dysponowanego Lom-Aliego. Jak dla mnie kandydat do bonusu za występ wieczoru.

8. Michał Michalski dał z siebie 200% – oglądając tę walkę na żywo w Hali Orbita przez 15 minut czułem się jakby w klatce walczył właśnie mój najlepszy przyjaciel. Ogromne ukłony dla kibiców, którzy przez całe starcie nie cichli nawet na sekundę, a każda próba ofensywna Michała czy cios – nawet niecelny – był nagradzany olbrzymią wrzawą. Odnoszę wrażenie, że tego wieczoru, w tym miejscu i przy tej publiczności, Michał Michalski prędzej by zginął, niż dał się pokonać. On musiał to wygrać. I wygrał. Wrocław dziękuje, Wrocław jest Twój.

9. Jakub Wikłacz i Sebastian Przybysz są sobie przeznaczeni – nie będę tu komentował sposobu, w jaki zakończył się ten pojedynek ani też samego werdyktu, bo powiedziano już na ten temat bardzo dużo a będzie mówić się jeszcze więcej przez długi czas – było to tak głośne zdarzenie, że z filmów i komentarzy w internecie każdy może wyrobić sobie własną opinię w tym temacie. Faktem jest jedno: przy takim rozstrzygnięciu, mamy niemal stuprocentową pewność, że zobaczymy kolejne, 5-te starcie pomiędzy tymi dwoma zawodnikami. I wiecie co? Absolutnie nie zdziwi mnie, jak w następnej ich walce ujrzelibyśmy jakiś faul i wynik no-contest, a co za tym idzie – jeszcze jedno spotkanie w przyszłości. Oni są sobie przeznaczeni i póki jeden z nich nie odejdzie do innej organizacji, to pewnie co jakiś czas będą krzyżować ze sobą rękawice w KSW. 

Dodaj komentarz