Zbliżają się wybory w Polskim Związku Muay Thai. Sztuce walki, której nazwę kojarzy spora
część społeczeństwa, a w której Polska jako kraj, poza wyjątkiem Łukasza Radosza, nie odgrywa
praktycznie żadnej roli na arenie światowej. Dlaczego dyscyplina, którą po obejrzeniu filmu Ong
Bak chciał trenować każdy, a na pojedyncze zajęcia grupowe przychodziła ponad setka ludzi, stała
się sportem na granicy śmierci? Dlaczego na najważniejszych zawodach, mistrzostwach Polski
odbyły się jedynie dwie walki w kategorii seniorów i niecałe dwadzieścia w kategorii juniorów?
Dlaczego mimo lat szkolenia w boksie tajskim, zawodnicy walą jeździć na imprezy
konkurencyjnego Polskiego Związku Kickboxingu? Mało tego, odnoszą tam sukcesy zostając
mistrzami Polski w obcej dla siebie dyscyplinie? Oto podsumowanie działalności Polskiego
Związku Muay Thai, od momentu jego założenia do dziś, czyli w okresie prezesury Rafała
Szlachty.
Na początek chciałbym się jednak pochylić nad tym, co w myśl polskiego prawa powinien robić
polski związek sportowy. Zasady te są określone w ustawie o sporcie, które jak każdy wydany w
Polsce akt prawny są powszechnie dostępne. Według ustawy polski związek sportowy ma wyłączne
prawo do organizowania mistrzostw i pucharów Polski. Ustanawiania i realizacji reguł sportowych,
organizacyjnych i dyscyplinarnych we współzawodnictwie organizowanym przez związek. Polski
związek sportowy jest zobowiązany należeć do właściwej międzynarodowej federacji działającej w
sporcie olimpijskim, paraolimpijskim lub innej uznanej przez MKOL albo ujętej w wykazie, o
którym mowa w art 11 ust. 2a. Ustawy o Sporcie. Patrząc na PZMT wszystko jest w porządku.
Związek absolutnie spełnia postawione przed nim wymagania. Należy do międzynarodowej
federacji: IFMA, EMF, w której ma nawet swojego przedstawiciela w osobie wciąż urzędującego
prezesa Rafała Szlachty. Owe wyłączne prawa również są wykorzystywane, chociaż w 2020 roku
nie odbył się puchar Polski. Jest jednak grupa ludzi, jeśli chodzi o środowisko Muay Thai to bardzo
duża grupa, która jest jednak niezadowolona z obecnego stanu rzeczy i domaga się zmian. Zmian w
ich rozumieniu na lepsze. Wyraża niezadowolenie z powodu bierności PZMT oraz wydawania
niezrozumiałych decyzji w ich rozumieniu. W poniższym artykule postaram się przedstawić owe
stanowiska, jednocześnie zadając pytania, na które odpowiedzieć powinien sam sobie każdy
czytelnik.
Zacznę od spraw bieżących, a właściwie to mających miejsce w ostatnich miesiącach.
Najważniejsza impreza w kalendarzu czyli mistrzostwa Polski. Za organizację tej imprezy
odpowiedzialne było Polskie Zrzeszenie Muay Thai, Raczadam Kraków. Klub od powstania
związany z prezesem Rafałem Szlachtą. Podczas zawodów rozegrano turnieje o koronę mistrza i
mistrzyni Polski we wszystkich kategoriach wiekowych. Jednak z jakiegoś powodu, w kategoriach
juniorów i seniorów stoczono niecałe dwadzieścia walk. By lepiej to zobrazować posłużę się
przykładami z PZMT oraz z innych dyscyplin. Rywalizacja juniorów i seniorów obejmuje
pojedynki pomiędzy kobietami i mężczyznami w wieku od 16 do 40 lat. Juniorzy to zawodnicy i
zawodniczki między 16-stym, a nie ukończonym 18 rokiem życia. Wiek seniorski to przedział
między 18-stym, a 40-stym rokiem życia. W niedzielę, 27 czerwca postanowiono rozstrzygnąć,
którzy juniorzy i seniorzy zostaną mistrzami Polski. Podczas imprezy odbyło się 17 pojedynków.
Całość była transmitowana na oficjalnym kanale Polskiego Związku Muay Thai. Ponadto datę
imprezy podano na zaledwie dwa tygodnie przed jej rozpoczęciem, co wywołało sporą burzę w
social mediach, wywołaną przez niezadowolonych trenerów, którzy mieli w swoich klubach
czołowych zawodników tego sportu. Sami zawodnicy gremialnie przyłączyli się do dyskusji pod
postem na Facebooku, wskazując na zaledwie dwa tygodnie ‘przygotowań’ do najważniejszej
imprezy roku. Dla porównania przytoczmy imprezy organizowane przez Polski Związek
Kickboxingu i ich partnerów. Liczby obejmują startujących juniorów i seniorów. Mistrzostwa
Polski K-1 pro am w Nowej Soli: 64 seniorów, brak juniorów, stoczono 52 walki. Mistrzostwa
Polski low kick w Mysłowicach: 374 zawodników, 173 seniorów, 201 juniorów, podczas
rywalizacji na trzech ringach stoczono równe 300 walk. Mistrzostwa Polski K-1 Rules w Legnicy:
261 zawodników, 136 seniorów, 125 juniorów, na dwóch ringach stoczono 208 walk. Mistrzostwa
Polski full contact w Szczecinku: 211 zawodników, 100 seniorów i 121 juniorów, na dwóch ringach
stoczono 190 walk. Mamy cztery z wielu imprez PZKB, na których walczyło łącznie 910
zawodników, którzy stoczyli razem 750 pojedynków. Przed nami jeszcze jedna rywalizacja w
formule ringowej, a mianowicie w Oriental Rules, czyli te liczby się zwiększą. Dokładając do tego
niezliczoną ilość mniejszych zawodów jak: mistrzostwa regionów, akademickie mistrzostwa Polski,
a przede wszystkim formuły planszowe, to działalność PZKB pozostawia w tyle PZMT. Liczba
zaledwie 17 walk w rywalizacji juniorskiej i seniorskiej w porównaniu do ilości bojów stoczonych
tylko w formułach ringowych na imprezach centralnych PZKB wywołuje uśmiech politowania,
żeby nie napisać jest żałosne. Przepraszam, napisałem. Co wywołało ten stan rzeczy? Frustracja.
Frustracja ludzi, którzy od lat próbowali szkolić zawodników i odnosić z nimi sukcesy, ale
powodowani brakiem jakichkolwiek zmian i progresu w kontaktach z PZMT, po prostu
zbojkotowała imprezy seniorskie. Kluby, które zrezygnowały z wystawienia seniorów i juniorów
podczas mistrzostw Polski Muay Thai 2021, to zdecydowanie jedne z najsilniejszych ekip w Polsce:
Legion Głogów, Klincz Kielce, Thai Gym Tarnów, ŻKSW Żary, Kohorta Poznań, Fight Point Biała
Podlaska, Nak Muay Szczecin czy Kruk Gym Kalisz. Nie starczyłoby nam miejsca, by wymienić
tylko liczących się zawodników na scenie amatorskiej i zawodowej w Muay Thai i kickboxingu
reprezentujących te kluby. Ostatecznie trenerzy zdecydowali się startować w turniejach
organizowanych przez mającą siedzibę w Warszawie organizację. Tym samym zawodnicy Muay
Thai weszli do świata zasad K-1, a nawet kickboxingu w formule low kick zdobywając tytuły
mistrza Polski. To świadczy tylko o tym, że szkolenie fighterów w klubach przez ich trenerów
przynosi korzyści, które wykraczają poza oczekiwania.
Jeszcze jedna ciekawostka. Prezes PZMT, Rafał Szlachta w wywiadzie opublikowanym 18 czerwca
w serwisie Youtube na kanale Fightsport.pl potwierdził, że oficjalna gala mistrzostw Polski będzie
miała miejsce pierwszego dnia, podczas rywalizacji dzieci i kadetów. Były to kategorie nie
zbojkotowane przez wszystkie wymienione kluby. Czy prezes spodziewał się, że mistrzostwa będą
frekwencyjną klapą i najważniejsza kategoria wiekowa, seniorzy nie pojawili się na wspomnianej
oficjalnej gali, ani nawet ich udział nie był na niej zaplanowany? Czy stwierdzenie, w tym samym
wywiadzie, że zwycięzca Pucharu Polski pojedzie na mistrzostwa świata tylko potwierdza, że
prezes domyślał się niskiej frekwencji? Zresztą wspomniany wywiad zawiera wiele
zastanawiających wątków, a jednym z nich jest praca nad tym, by Muay Thai było pokazywane w
telewizji Nsport oraz Eurosport. Zastanawiające dlatego, że Eurosport nie pokazywał sportów walki
z wyjątkiem sportów olimpijskich, jednak wyjątkami w tej kwestii były sambo oraz zawodowe gale
karate, Karate Combat. Rodzi się pytanie, czy prezes Rafał Szlachta miał jakieś informacje na ten
temat, czy były prowadzone jakieś zakulisowe rozmowy, których dla dobra ich wyników prezes nie
chciał ujawniać? Jest to naprawdę interesująca kwestia, zważywszy na ilość audycji o sportach
walki, tak niszowych jak Muay Thai.
Wiele klubów, które się z nami kontaktowały i wręcz prosiły o interwencję medialną w tej kwestii,
zarzuca Polskiemu Związkowi Muay Thai brak wsparcia w okresie pandemii COVID-19.
Zacznijmy od przypomnienia jak działały inne związki, a dokładnie Polski Związek Kickboxingu.
Wspomniana organizacja powoływała zawodników do kadr i na bieżąco informowała o zaleceniach
podczas prowadzenia procesu szkolenia. Dodatkowo PZKB zorganizował szereg imprez, nie
pozostawiając żadnych wątpliwości co do stosowania się do restrykcji sanitarnych. Nie umknęło to
uwadze centrali, czyli WAKO, która wyróżniła PZKB jako wzorową organizację, która doskonale
radzi sobie z podtrzymaniem ciągłości szkolenia oraz rywalizacji w okresie pandemii. Tak! Polski
Związek Kickboxingu stał się liderem i wzorem do naśladowania dla całego świata, co otwarcie
przyznała światowa federacja. A jak było w PZMT? Prowadzący kluby sportowe zrzeszone w
PZMT stwierdzili, że zostali pozostawieni sami sobie bez żadnego wsparcia ze strony związku. W
2021 roku pod patronatem PZMT zorganizowano cztery imprezy: wspomniane mistrzostwa Polski,
mistrzostwa Dolnego Śląska, Maximus Cup i Lee Cup. Dwie z tych imprez były przeznaczone
wyłącznie dla dzieci i młodzieży do 16-ego roku życia. Jak jednak podchodzono do spraw
związanych z COVID-19? Po raz drugi podeprę się wywiadem, który został opublikowany na
kanale Fightsportpl w serwisie Youtube. Streszczając odpowiedź Pana prezesa na pytanie o
pandemię: Musieliśmy jako zarząd podejmować bardzo trudne decyzje. Musieliśmy się trzymać
litery prawa, rozporządzeń. Nie było możliwości, byśmy my jako związek mogli coś innego
napisać, pomóc. Oficjalne informacje z ministerstwa sportu staraliśmy się przekazywać, w miarę
naszych możliwości, zrzeszonym klubom. Staraliśmy się w jakiś sposób, oczywiście legalny,
wskazywać drogi w jaki sposób można prowadzić jeszcze zajęcia. Nie mogliśmy powielać
informacji jak obejść daną ustawę, dane rozporządzenie. Czy w związku z tym PZKB czy Polski
Związek Pływacki bądź Polski Związek Narciarski złamały prawo?
Kolejna sprawa, to kwestia pojedynków zawodowych. W Polsce mamy różnych trenerów. Jedni są
obdarzeni większą charyzmą, inni mniejszą. Jedni znają języki obce, a inni nie. Według relacji
wielu z nich, podczas imprez międzynarodowych dochodziło do zapytań ze strony zagranicznych
szkoleniowców, dlaczego Polacy nie startują w ich imprezach. Mało tego. Dlaczego nawet nie
odpowiadają na zapytania mailowe dotyczące propozycji walk zawodowych? Trenerzy będący na
wyjazdach zagranicznych robili wielkie oczy ze zdumienia. Po rozmowie z opiekunami ekip z
innych krajów dochodzili do wniosku, że wspomniane zapytania trafiały do biura PZMT.
Przyglądając się jednak rynkowi walk zawodowych, w których brali udział polscy zawodnicy Muay
Thai to w ostatnich latach przypominamy sobie jedynie walki w Czechach z udziałem Łukasza
Radosza oraz podopiecznych Rafała Króla z Thai Gym Tarnów. Z pierwszej ręki wiemy, że walki
zawodników z Tarnowa były aranżowane z pominięciem PZMT. Ostatni pojedynek Łukasza
Radosza na gali faktycznie odbywał się poprzez rekomendację Polskiego Związku Muay Thai.
Podczas gal DSF Kickboxing Challenge odbyło się kilka walk w boksie tajskim, które nie były
nawet sędziowane przez związkowych sędziów. Wspominamy występy Cezarego Zugaja jr oraz
Mateusza Janika. Co ciekawe we wspomnianym wywiadzie prezes Szlachta mówi, że kontaktuje
promotorów bezpośrednio z klubami, gdzie mogą być takowi fighterzy jakich szuka promotor.
Osobiście sam wiele nie słyszałem o takiej walce, ani w Polsce ani za granicą, poza wspomnianymi
wyjątkami. Historia zawodowego Muay Thai w Polsce w ostatnich latach jest tak krótka, że
możemy przybliżyć ją niemal w całości. Thai Battle Championship organizowane przez Dawida
Poloka, gale Federacji A1 organizowane przez Arkadiusza Wełnę, Radomszczańska Gala Sportów
Walki organizowana przez MOSiR Radomsko oraz Knockout Art organizowana przez Grzegorza
Waligórę. Tylko na gali w Radomsku pojawił się prezes Szlachta. Na galach Federacji A1 nie ma
PZMT, na TBC nie ma PZMT, na Knockout Art też nie było PZMT. O walkach za granicą, którymi
chwali się związek i są powszechnie uznawane za takowe, w których związek pomagał wiemy o
dwóch. Oprócz pojedynku Łukasza Radosza z Czech, chodzi o walkę Marcina Łepkowskiego,
reprezentującego wówczas Raczadam Kraków, a obecnie trenującego w Boom Boxing Studio, na
gali I-1 w Hong Kongu. Dodatkowo z ustalonych przez nas informacji wiemy, że pojedynki Muay
Thai na zasadach zawodowych toczonych min. w Niemczech przez naszych zawodników to
wyłącznie zasługa rzutkości ich managerów. Najlepsze zostawiamy na koniec. Dokładnie 18 maja
2017 roku Maciej Zembik z ŻKSW Żary pojedynkował się o tytuł mistrza Europy Muay Thai
organizacji WMC z Francuzem, Mathieu Guevarą. Organizacji, którą w Polsce powinien
zawiadywać PZMT. A kto załatwił tą walkę? Czy to PZMT wysłał Macieja na bój z Francuzem do
ojczyzny tego drugiego? No zgadnijcie!
Ponadto skontaktowaliśmy się z wieloma zawodnikami, którzy w ostatnich latach stanowili trzon
kadry Polski PZMT. Wszyscy zgodnie odpowiadali, że tegoroczne mistrzostwa Polski PZMT, które
miały miejsce w Krakowie były groteską. Sama informacja o organizacji eventu na zaledwie trzy
tygodnie przed jej startem wprawiła zawodników najpierw w osłupienie, a później w gromki
śmiech, nierzadko okraszone poczuciem zażenowania i łzami goryczy. Trzy tygodnie to średnio
połowa każdego okresu przygotowań, a mówimy tutaj o najważniejszej imprezie w roku, czyli
mistrzostwach Polski. Organizatorem był klub Maximus Kraków, dokładnie Stowarzyszenie
Kultury Fizycznej ,,Maximus” i Raczadam Kraków, zarejestrowany w KRS jako Polskie Zrzeszenie
Muay Thai, z adresem dokładnie kropka w kropkę identycznym jak Polski Związek Muay Thai. W
KRS wpisano również stronę internetową stowarzyszenia, muaythai.pl, która odsyła nas
bezpośrednio do strony internetowej pzmuaythai.pl. Ta druga jest oficjalną stroną związku. Moją
uwagę zwrócił jeszcze jeden szczegół. Otóż mail do Stowarzyszenia, jak i do Związku jest taki sam.
Wszystkie maile członków zarządu są oparte na domenie muaythai.pl. Taka ciekawostka.
Wracając do zawodników. Otwarcie przyznają oni, że odsunięcie Macieja Domińczaka, trenera
Legiona Głogów, od obowiązków jednego z trenerów kadry narodowej Polskiego Związku Muay
Thai zapoczątkowało lawinę. Owo wydarzenie było kroplą, która przelała czarę goryczy. Od tego
czasu wszystko potoczyło się lawinowo. Zawodnicy nie pojawili się na mistrzostwach Polski i nie
mają zamiaru pojawić się na Pucharze Polski. Na ten moment związek i trenerzy, zwłaszcza
trenerzy kadry muszą rozpocząć proces szkolenia od zera. A we wspomnianym wywiadzie przed
mistrzostwami Polski prezes Rafał Szlachta wspominał, że jest za ewolucją, a nie rewolucją.
Przeczy temu jednak brak powołań dla zawodników, którzy stanowili trzon kadry jeszcze w
zeszłym roku, medalistów mistrzostw Europy i mistrzostw świata IFMA. Co tam brak
powołań, brak nawet zaproszeń na zgrupowania kadry w roli sparingpartnerów. Brak
jakiejkolwiek informacji o takowych zgrupowaniach, bo wszyscy jak jeden mąż zapytani o to,
czy zostali w jakikolwiek sposób poinformowani o odbywających się zgrupowaniach,
odpowiadają że nie. Dodatkowo otrzymaliśmy wiele głosów, że główni trenerzy kadry narodowej
seniorów i juniorów są osobami niekompetentnymi w oczach zawodników i zdarzały się sytuacje,
że trener witał się z zawodnikiem po angielsku, nie rozpoznając swojego kadrowicza. Dodatkowo
zawodnicy zarzucali trenerom brak zainteresowania z ich strony, od najprostszej troski czyli pytania
o samopoczucie po brak zainteresowania wagą fightera podczas imprezy, na niezrozumiałych
radach kończąc. Mówi się, że o klasie trenera świadczą: ilość liczących się zawodników pod jego
skrzydłami, oraz ilość wychowanków. Rafał Ślusarz i Marcin Tomczyk obecnie pełnią funkcje
trenerów kadry juniorów i seniorów. Maximus Kraków i Gymnazion Sosnowiec. Osobiście jako
dziennikarz relacjonujący wydarzenia z kraju i ze świata w sportach walki przez blisko 15 lat znam
bardzo niewielu zawodników ze wspomnianych klubów. W tym roku zawodnicy tego pierwszego
zostali medalistami mistrzostw Polski w dziesięciu kategoriach, a tego drugiego w zaledwie jednej.
Jednocześnie zaznaczamy, że na turnieju w ponad połowie kategorii wystartowało tylko dwoje
zawodników (20 z 30 kategorii).
Wielu doświadczonych fighterów ma również w pamięci zgrupowanie w Elbanowie, które miało
przygotować Polaków do The World Games 2017 we Wrocławiu. Miejsce gdzie odbywały się
treningi kadrowicze nazwali szopą. Brak zgrupowań przed mistrzostwami świata 2016 i 2018,
zaledwie dwa zgrupowania przed mistrzostwami świata 2017. Ponadto informacje o planowanych
zgrupowaniach pojawiały się zbyt późno, co powodowało znikomą frekwencję. Za minimalny okres
ogłoszenia zgrupowania zawodnicy uznali dwa miesiące, chociaż zdecydowana większość uważa,
że zgrupowania kadry i wszystkie imprezy powinny być ogłaszane z początkiem roku
kalendarzowego i podawane do publicznej wiadomości poprzez stronę internetową związku.
Dodatkowo szefostwu PZMT zarzuca się kompletną bierność w prowadzeniu social mediów, które
uważa się obecnie za podstawę w działaniu związku. Podczas gdy inne związki rozwijają media
społecznościowe w wielu platformach, to PZMT wrzuca posty z częstotliwością kilku razy w roku.
Ponadto zarzuca im się brak promowania swoich zawodników, a za doskonały przykład podaje się
PZKB, gdzie niemal każdego dnia jest przybliżana sylwetka zawodnika, trenera, działacza,
sędziego i innych osób związanych z polskim i światowym kickboxingiem. To tylko wierzchołek
góry lodowej jeśli chodzi o zawodników, którzy stanowili do niedawna o sile polskiego Muay Thai,
a obecnie postanowili zaprotestować przeciwko działaniom związku. Zresztą nie oni pierwsi. W
2014 roku w Polsce odbywały się mistrzostwa Europy Muay Thai. Podczas eliminacji czyli
mistrzostw Polski, Bartosz Batra pokonał Cezarego Zugaja jr. Nie dostał powołania do kadry, mimo
uczestnictwa w zgrupowaniach, na których sam przeprowadzałem z nim wywiad. Dlaczego? Bo
Zugaj nie mógł startować w klasie B, mając wcześniej walki w klasie A. Dlatego powołano go do
kadry, a Batrze podziękowano, po czym sam zawodnik podziękował w niewybrednych słowach za
współpracę z PZMT, obrzucając Zugaja jr błotem w mediach branżowych. Od tamtego czasu Batra
stał się najlepszym zawodnikiem w Polsce, walczył przed 50 tysiącami Tajów na sylwestrowej gali
Thai Fight, rywalizował w Muay Thai i stał się najpopularniejszym, aktywnym przedstawicielem
tego sportu. Jak widać odejście ze sportu amatorskiego wyszło mu tylko na dobre. Tak samo jak
Bartoszowi Botwinie, reprezentantowi kraju, który porzuciwszy PZMT walczył na gali Glory
Kickboxing, a obecnie w Federacji A1. A promocja walka zawodowych w Polsce i za granicą? Czy
pamiętacie by pojawiła się jakaś wzmianka na oficjalnej stronie związku lub post na Facebooku o
walkach Bartosza Batry w Thai Fight, Max Muay Thai, czy gdziekolwiek indziej? Czy pamiętacie
jakąś wzmiankę o gali Federacji A1? A może przypominacie sobie, że PZMT swoimi kanałami
komunikacji promował walkę Wojciecha Oleksyka w Thai Fight? Słyszeliście, by zdecydowanie
najlepszy turniej w tym roku w Europie, grand prix Muay Thai Federacji A1 został chociaż
wspomniany, nie pochwalony, wspomniany przez związek? Wzorem osób publicznych, którym
zdarza się stawać przed różnymi komisjami, ja również zamierzam zasłonić się niepamięcią. A
może po prostu nie pamiętam? A może nic się nie pojawiało? Sytuacji dotyczących zawodników
było multum, a ja postanowiłem przybliżyć tylko te, które dotyczyły ich wszystkich.
Temat działań promocyjnych to temat rzeka. Kanałów komunikacji, których można wykorzystać do
promocji jest tyle, ile włosów na głowie. Zastanówmy się jednak jaka promocja przynosi najwięcej
korzyści oraz jak na tle PZMT wypada przytaczany wcześniej PZKB. Jaka promocja przynosi
najwięcej korzyści, skuteczna. Skuteczna w rozumieniu efektu, jaki chce osiągnąć promotor danego
podmiotu. Skuteczna promocja może przynieść zyski, w przypadku promocji produktu
przeznaczonego na sprzedaż, bądź popularność. Jak w kwestii promocji wypada Muay Thai na tle
kickboxingu? Blado, żeby napisać żałośnie. Niestety już tak napisałem. Transmisja z mistrzostw
Polski w serwisie Youtube, ok odhaczone. Komunikaty na stronie internetowej PZMT i w serwisie
Facebook. Odhaczone. Jednak w porównaniu do PZKB to działania promocyjne stosowane przez
PZMT wyglądają jak porównanie rysunku 2-latka z rysunkiem absolwenta ASP. PZKB również
transmitował swoje imprezy mistrzowskie w serwisie Youtube. Jednak walki o tytuły mistrza Polski
K-1 odbywały się również na gali zawodowego kickboxingu, KFN w Legnicy. Według ustalonych
przeze mnie informacji w szczytowym momencie transmisję w telewizji Super Polsat, dostępnego
w każdym domu, oglądało około 150 tysięcy osób. Dodatkowo mieliśmy mistrzostwa Polski pro am
w formule K-1 transmitowane w telewizji FightBox, która obejmuje swoim zasięgiem kilkadziesiąt
krajów na całym świecie. I oczywiście perła w koronie PZKB, patronowana przez nich organizacja
HFO, która jest pokazywana przez największą telewizję sportową w kraju, TVP Sport i potrafiąca
przyciągnąć blisko 350 tysięcy ludzi przed telewizory. Nie wspominając o galach DSF Kickboxing
Challenge, których rekord był bliski pół miliona. Dodatkowo na fanpage’u PZKB codziennie
znajdziemy informacje, wywiady, które promują członków związku: od trenerów, przez sędziów, na
najbardziej promowanej grupie zawodników kończąc. Naprawdę jesteśmy ostatni do chwalenia
PZKB i zawsze chętnie wytykamy błędy tej organizacji, publicznie czy podczas prywatnych
dyskusji. Jednak w porównaniu do PZMT, Polski Związek Kickboxingu jest organizacją zarządzaną
wzorowo, jednocześnie dbającą o promocję dyscypliny. Świadczy o tym nie tylko ilość członków,
którzy przechodząc tymczasowo do PZKB byli zaskoczeni poziomem obsługi, ale również ludzi,
którzy są członkami związku od lat i potrafią docenić starania PZKB, jednocześnie nie ukrywając
jej błędów.
W najbliższą niedzielę, 26 września 2021 odbędą się wybory na nowego prezesa i członków
zarządu PZMT. Z jednej strony jest Hubert Lisowski, trener kadry na początku poprzedniej dekady,
z drugiej obecny trener kadry Dawid Polok. Wielu trenerów i zawodników usłyszawszy nazwisko
Lisowskiego zaczęło drapać się w głowę i zastanawiać, kim jest ten człowiek. Tylko najstarsi
szkoleniowcy pamiętają jeszcze takie nazwisko, zaznaczając, że w ostatnich latach nie słyszeli
żadnej wzmianki o jego działalności w Muay Thai. Wielu też poruszało temat, że Lisowski jest
namaszczony przez prezesa na swojego następcę. Ustawa o sporcie mówi, że nie można piastować
urzędu prezesa polskiego związku sportowego dłużej niż dwie kadencje trwające po cztery lata.
Nadchodzi czas pożegnania Rafała Szlachty z PZMT. Czy były to dobre lata? W opinii
zdecydowanej większości moich rozmówców nie. Żadnego zaufania wśród trenerów i zawodników
nie wzbudza nie tylko Hubert Lisowski, ale również kandydaci do zarządu. Ciekawa jest również
kampania wyborcza, jaką prowadzi min. Cezary Zugaj sr. Otóż zaproponował on min. pierwszemu
polskiemu mistrzowi świata w karate, Piotrowi Sawickiemu członkostwo w PZMT. Pan Piotr ma
niewiele wspólnego z Muay Thai, właściwie to nic a nic, a był namawiany do zrzeszenia się w
związku. Z tego co ustaliliśmy czeka tylko na oficjalne przyjęcie. Tak samo jak jeden z
białostockich klubów MMA, ale nie udało mi się ustalić który z nich, chociaż wykluczyłem Vale
Tudo Białystok oraz Viking Fight Club, dawniej znany jako Sportowy Białystok. Nie to jednak
stawia Pana Zugaja w złym świetle. W złym świetle stawia go fakt, że na stronie PZMT znajdujemy
informację, że do zrzeszenia może przystąpić klub, który opisuje swoją dotychczasową działalność
odnośnie muaythai (zawodniczą, trenerską, organizacyjną), dodatkowo przesyła dokumenty
rejestrowe klubu nie starsze niż 3 miesiące i przesyła uzupełniony formularz zgłoszeniowy, który
można pobrać ze strony związku. Następnie czeka na pozytywną opinię zarządu PZMT. Dlaczego
więc shihan Zugaj namawia do zrzeszenia kluby, które nie miały nic, dosłownie nic, wspólnego z
promocją lub szkoleniem boksu tajskiego? Być może będzie nam dane zapytać przyszłego członka
zarządu, bo taką informacją podzielił się ze mną w rozmowie telefonicznej Pan Cezary sr, o
pobudki nim kierujące. A kojarzycie jakąś szkołę tańca, dokładnie szkołę baletu, która jest
członkiem PZMT? Swego czasu na stronie internetowej jednej z takich szkół widniała informacja,
że są oni członkiem PZMT. Nie doprecyzowano jednak, czy chodzi o Związek, czy o Zrzeszenie.
Także słynne powstawanie klubów widmo, co mieliśmy ostatnio chociażby przy okazji wyborów w
PZJ, może mieć miejsce również w kontekście niedzielnych wyborów w PZMT. Z drugiej strony
mamy Dawida Poloka, trenera kadry, organizatora zawodów, promotora zawodowego Muay Thai i
trenera ŻKSW Żary, mającego w swoich szeregach zawodników każdej kategorii wiekowej. W
zarządzie chciałby mieć znanego z pracy dla KSW, Grzegorza Sobieszka i innych ludzi, znanych w
ostatnich latach ze swojej pracy na rzecz PZMT. W zarządzie Lisiewskiego mieliby się znaleźć:
Anita Wójtowicz i radny jednej z krakowskich dzielnic, promujący klub Maximus Kraków w
dzielnicy, Marek Hohenauer. Kto według was, wzbudza większe zaufanie w środowisku polskiego
Muay Thai?
Generalnie spotkałem się z wieloma ciekawymi przypadkami dotyczącymi wykluczania klubów z
członkostwa oraz organizowania nowych członków. W tym roku PZMT wykluczyło dwa kluby, o
których mi wiadomo, a które uznają to za spore faux pas. Chodzi o Academia Gorila oraz Sagat
Gym. Oba nie opłaciły na czas składek, co zdarzało się w poprzednich latach. Składkę członkowską
można było opłacać przed każdymi zawodami, w jakich się startowało i nikt nie otrzymywał
wcześniej decyzji zarządu, o wykluczeniu członka. Czasami dostawano przypomnienie, że należy
opłacić składkę, bo członek, czytaj klub, zalega z ową opłatą. W tym roku było inaczej i kluby
wykluczono z członkostwa. Ponadto sposób wykluczania, budzi wątpliwości, w ujęciu delikatnym
na potrzeby artykułu, wykluczonych członków. Skontaktowałem się z Grzegorzem Sobieszkiem,
jednym z założycieli Academi Gorila, który prowadzi prawdopodobnie największy klub sportów
walki w województwie mazowieckim, jest byłym pracownikiem największej w Polsce i jednej z
największych w Europie organizacji MMA oraz osobą zaangażowaną w wiele projektów
bieznesowych, by zapytać go o całą sytuację związaną z PZMT. Poniżej obszerna wypowiedź Pana
Grzegorza:
– Zacznijmy może od tego, że miałem kandydować na stanowisko wiceprezesa Polskiego Związku
Muay Thai. Zostałem do tego namówiony przez dużą grupę kilkudziesięciu czołowych polskich
trenerów, którym się nie podobają działania obecnego zarządu i chcą zmian, a którzy potrzebowali
po prostu kogoś z doświadczeniem w pracy z mediami i sponsorami. Nie jest żadną tajemnicą, że
pracowałem długo w KSW i zajmowałem się tam komunikacją medialną. Ponadto prowadziłem
audycje i programy radiowe i telewizyjne, a także sam promowałem eventy sportów walki. To
sprawiło, że trenerzy widzieli mnie w roli członka zarządu PZMT, choć ja sam tak naprawdę się
długo wahałem. Przekonali mnie, ale wciąż tak naprawdę się zastanawiam czy branie na siebie
dodatkowej odpowiedzialności w postaci bezpłatnej pracy społecznej jej sensowne. W tym roku
postanowiłem, że poprę Dawida Poloka, który kandyduje na stanowisko nowego prezesa Polskiego
Związku Muay Thai i ma realny plan jak podnieść z upadku polskie muay thai.
A teraz mam dla was naprawdę niezłą historię. Otóż jako klub Academia Gorila, jeden z
największych w Warszawie, permanentnie byliśmy członkami PZMT, opłacając składkę
członkowską, która obecnie wynosi 600 złotych rocznie. Każdego roku wysyłano do nas monit z
przypomnieniem i regularnie to robiliśmy. W tym roku takiego monitu zabrakło, mimo że byliśmy w
stałym kontakcie mailowym z biurem PZMT. Nie uiściliśmy opłaty. Spóźniliśmy się z nią, ale
ostatecznie i tak ją uregulowaliśmy. Jakoś pięć dni po tym, gdy zgłosiłem swoją kandydaturę na
wiceprezesa PZMT otrzymaliśmy telefon od Dawida Zięby (prowadzący biuro związku), że nasze
członkostwo nie zostanie przedłużone, a pieniądze za opłatę zostaną zwrócone na konto. Kilka dni
później pieniądze zwrócono nam na konto… Moim zdaniem jest to przecież celowa zagrywka
PZMT, bym nie mógł startować w wyborach! Celowa i niezgodna ze statusem PZMT. Otóż, aby
zostać członkiem zarząd musi zatwierdzić kandydaturę. Musi się ten zarząd zebrać i podczas
takiego zebrania owe członkostwo zatwierdzić. Tak samo jest z usunięciem kogoś ze związku. W
naszym przypadku, zresztą nie tylko w naszym bo jeszcze Sagat Gym Opole spotkał ten sam los, tak
nie było. Oczywiście jest to niezgodne z ustawą o sporcie, która reguluje działanie polskich
związków sportowych. Już wcześniej mieliśmy z nimi problemy, bowiem PZMT wymaga, by każdy
członek zrzeszony w ich strukturach posiadał osobowość prawną w postaci stowarzyszenia. My
mieliśmy działalność gospodarczą w postaci spółki, ale dodatkowo stworzyliśmy wymagane
stowarzyszenie. Spójrzmy na największy związek sportowy w Polsce, PZPN. W rozgrywkach
ekstraklasy grają podmioty, będące członkami, które jednocześnie mają osobowość prawną spółek
akcyjnych. PZMT i PZPN reguluje ta sama ustawa, więc skąd te rozbieżności?
Druga sprawa, jaką chciałbym poruszyć to wszystko to, co działo się podczas pandemii
koronawirusa. Polski Związek Muay Thai kopiował to, co pojawiało się na stronach internetowych
ministerstwa sportu, ucinając temat i nie pomagając nam jako klubom w ogóle! Nasz klub
praktycznie nie wystawiał zawodników w kickboxingu, a to tego środowiska otrzymywaliśmy
faktyczne wsparcie i pomoc dotyczącą tego, jak zachować ciągłość szkolenia. I tutaj się
zatrzymamy. Kluby zrzeszone w Polskim Związku Muay Thai zrzeszyły się również w Polskim
Związku Kickboxingu. Z miejsca otrzymali fachową pomoc jak radzić sobie w okresie pandemii. Z
miejsca mogli rywalizować na niezliczonych imprezach sportowych, co jest dla każdego z nich
niezwykle ważne. Zresztą o ich fachowości jako szkoleniowców powie fakt, że trenowani przez nich
zawodnicy zdobywali medale na mistrzostwach Polski w formułach: oriental rules, K-1 rules oraz
low kick. Niejednokrotnie złote, co skutkowało powołaniami do kadry i wyjazdami na mistrzostwa
świata. Weszli i z miejsca zostali docenieni.
W przeszłości sam próbowałem organizować nasze imprezy przy współpracy z PZMT, ale
wymagania stawiane przed organizatorami okazały się dla nas nie do przejścia. Bardziej opłacało
się mi i mojemu przyjacielowi pojechać, zrobić kurs sędziowski i samemu sędziować walki na
zawodach, niż korzystać z usług sędziów zapewnianych przez PZMT. Jak mam nazywać zarząd,
który tworzy takie realia Muay Thai? Według mnie jest to działanie dążące do zaniku popularności
Muay Thai w Polsce. Jako przykład podam znowu Polski Związek Kickboxingu. Organizując
imprezę PZKB celowo, powtórzę celowo, przydziela sędziów jak najbliżej miejsca rozgrywania
zawodów, by obsługiwali ową imprezę. Koszty zatrudnienia sędziów przy takim wydarzeniu w
porównaniu do PZMT są kilkukrotnie niższe, co dla organizatora jest niezwykle ważnym czynnikiem
w kontekście podjęcia decyzji o samej organizacji eventu. Wymagania PZMT wręcz odrzucają od
chęci współpracy ze związkiem. Sam wielokrotnie zatrudniałem sędziów z PZKB bo było to szybkie,
tanie i bezproblemowe. Sam wielokrotnie robiłem imprezy ze współpracy z PZKB i moim starym
trenerem, mimo że obaj reprezentowaliśmy dyscyplinę muay tahi, to łatwiej nam było się
porozumieć z kickboxerami, niż z PZMT.
Dodatkowo sposób komunikacji PZMT i jawności informacji pozostawia wiele do życzenia. Grupa
na messengerze? Naprawdę? A co jeśli ktoś nie ma Facebooka? Przecież to przez niejawność się
tworzy brak zaufania. Dowodem na brak zaufania środowiska trenerów do obecnych władz PZMT
w tym wszystkim jest fakt, że podczas rywalizacji na tegorocznych mistrzostwach Polski w kategorii
juniorów i seniorów odbyło się jedynie 17 walk. 17 walk! Wystartowało około 30 zawodników,
około bo PZMT nie podał takiej informacji do wiadomości publicznej. Chyba się wstydzą – i
słusznie. W porównaniu do nich PZKB znajduje się na kompletnie odwrotnym biegunie. Nie dość,
że multum imprez, zarówno w formułach ringowych jak i planszowych, to jeszcze na samych
mistrzostwach Polski low kick stoczono bodajże 300 walk lub nieco ponad 300!
Co ktoś taki ktoś jak ja chce robić w PZMT. Myślałem że wystartuje w wyborach na członka
zarządu, bo chciałem zrobić coś dobrego dla tej dyscypliny, bo poprosili mnie o to inni trenerzy.
Poprosili mnie ludzie, którzy w sumie w ciemno mi zaufali. Zaufali mi, mimo tego że nigdy(!) nie
byłem we władzach PZMT: nie byłem trenerem kadry, nie byłem członkiem żadnego zarządu ani
komisji, nie byłem prezesem. Zaufali mi ze względu na moje dotychczasowe dokonania w biznesie
sportowym. Oni wierzą, że jestem człowiekiem, który może im pomóc zbudować nowy, silny związek
który przystaje do realiów XXI wieku i potrafi współpracować z mediami i sponsorami. Chciałbym
im pomóc, ale obecne władze robią wszystko, aby to ich ludzie utrzymali się na stołkach. Nie wiem
jak potoczą się nowe wybory, czy moja kandydatura zostanie finalnie dopuszczona, ale to co wiem
na pewno: tak dalej jak jest, być nie może. – skwitował Grzegorz Sobieszek.
Na koniec zostawiłem rzecz, która elektryzuje wielu ludzi czyli pieniądze. A dokładnie pieniądze
pochodzące z kieszeni nas wszystkich, może nie wszystkich. Pieniądze zatrudnionych oraz tych
prowadzących działalność gospodarczą. Nie, nie będzie o defraudacji środków, a o bierności w
pozyskiwaniu pieniędzy z różnych programów rządowych, co jest powodem niezadowolenia
członków związku. Udało mi się ustalić, że w Programie wspierania sportów nieolimpijskich
poprzez dofinansowanie przygotowania i udziału zawodników we współzawodnictwie
międzynarodowym w 2021 roku PZMT otrzymało dotację w wysokości 500 tysięcy złotych. Dla
porównania Polski Związek Sumo: 585 tysięcy, a siostrzany Polski Związek Kickboxingu 960
tysięcy. Rodzi się więc pytanie. Skoro PZKB otrzymało praktycznie dwukrotnie większą dotację, to
czy PZMT mógł otrzymać podobną kwotę? W końcu oba sporty zostały uznane przez MKOL i
pojawią się na Igrzyskach Europejskich w Krakowie w 2023 roku. Co równie ciekawe w tym
samym programie w 2020 roku PZMT otrzymał 450 tysięcy, z czego 300 tysięcy zostało zwrócone.
Dla porównania Polski Związek Kulturystyki, Fitness i Trójboju Siłowego otrzymał grant w
wysokości ponad miliona złotych, a Polski Związek Jiu Jitsu prawie milion trzysta tysięcy. Jak już
wspomniałem wcześniej, związki działały, organizowały zawody, a PZMT zrobiło na koniec roku
mistrzostwa Polski w Białymstoku, jedyną imprezę, co w opinii wielu z członków było pokłosiem
upominania się o zwrot rocznej opłaty członkowskiej, motywowanej brakiem zawodów. Równie
ciekawy jest fakt, że w programie Sport dla Wszystkich czyli programie upowszechniania sportu, w
którym mogą brać udział kluby, fundacje i związki sportowe od 2019 roku PZMT nie dostał ani
grosza. PZMT nie brało udziału w konkursie? Wiele na to wskazuje, zwłaszcza że ogłaszano do
niego nie jeden, a kilka naborów. Jak już wspomniałem wcześniej, bierność w pozyskiwaniu
środków jest jedną z przyczyn niezadowolenia dużej ilości członków związku. Taka sama kwota w
kontekście PZMT pojawia się w przypadku: Wspierania projektów upowszechniania sportu dzieci i
młodzieży przez związki sportowe na rok 2021. Sytuacja jest o tyle ciekawsza, że było kilka
naborów i w żadnym z nich nie wymieniono PZMT, a znalazł się Polski Związek Żeglarski, Polski
Związek Kajakowy, Polski Związek Badmintona, Polski Związek Sportów Saneczkowych, Polski
Związek Brydża Sportowego. Wspomniane związki otrzymywały kwoty od stu tysięcy, do blisko
dwóch milionów złotych dotacji. Było kilka naborów. Dlaczego PZMT nie otrzymał nawet
złotówki? Ponadto Ministerstwo Sportu i Turystki wspierało związki sportowe w programie:
Wspieranie organizacji imprez sportowych dla dzieci i młodzieży, w którym można było otrzymać
dotacje na imprezy, zawody, ligi czy festyn sportowe w roku 2021. Ponownie PZMT 0 PLN, a
Polski Związek Basseballu i Softballu otrzymał 40 tysięcy, a Salezjańska Organizacja Sportowa
Rzeczpospolitej Polskiej 200 tysięcy. Jak na związek sportowy działający w sporcie uznanym przez
MKOL, okrągłe zero złotych to trochę mało. Dla porównania inny związek, który wchodzi w skład
rodziny olimpijskiej, Polski Związek Szermierczy otrzymał w ramach tego programu 300 tysięcy
złotych. Wszystko jest oczywiście opisane na stronie internetowej polskiego rządu, gov.pl i wymaga
od użytkownika podstawowej wiedzy w zakresie obsługi wyszukiwarki. Wcześniej stawiałem
pytania, więc tym razem również nie podam wszystkiego niczym kelner na srebrnej tacy, a
zachęcam do samodzielnego sprawdzenia informacji.
Podsumowując chciałbym przekazać, co sprawiło, że poświęciłem kilka dni na napisanie tego
artykułu, w mojej opinii obrazującego tylko mały wycinek środowiska Muay Thai w Polsce,
skupionego przy PZMT. Zaufanie. Zaufanie ludzi, którzy uwierzyli, że zostaną wysłuchani i mogą
coś zmienić. Że mogą sprawić, by polskie Muay Thai zaczęło się liczyć na świecie, a pojedyncze
medale naszych zawodników przywożonych z imprez IFMA, zostaną zastąpione workami, które
przywiozą ze swoimi fighterami. Że w PZMT dojdzie do dialogu, że komunikacja między
zarządem, a stowarzyszonymi klubami będzie w ogóle istniała. Mają nadzieję, że PZMT zacznie
rozwijać dyscyplinę przy pomocy ambasadorów w osobach medalistów mistrzostw świata Muay
Thai i późniejszych mistrzów UFC: Joanny Jędrzejczyk i Jana Błachowicza. Że w związku będą
przejrzyste zasady, zawodnicy będą wiedzieli na czym stoją, zarówno członkowie kadry jak i
członkowie zrzeszonych klubów. Że nareszcie promocja Muay Thai zacznie w jakikolwiek sposób
przypominać promocję dostosowaną do obecnych czasów. Że strona i social media związku zaczną
istnieć i promować tą sztukę walki. Oni w to wierzą. Potrzebowali tylko kogoś, kto ich wysłucha i
przeleje to na papier, pod postacią owego artykułu. Dlaczego wybrali mnie? Nie wiem. Pracowałem
przy DSF Kickboxing Challenge jako reporter i komentator, pracuję przy HFO Kickboxing jako
jeden z członków ekipy organizacyjnej i skaut znający rynek zawodników kickboxingu i Muay
Thai. Pracuję w największej telewizji sportowej w kraju, TVP Sport jako komentator MMA i
kickboxingu. Przez wiele lat podróżowałem po kraju jako reporter i komentator parający się
sportami walki od boksu, poprzez Muay Thai, Lethwei, Kickboxing, Karate, Wushu, BJJ, zapasy,
Taekwondo czy MMA. Nie piszę tego, by się pochwalić, tylko dlatego by postawić wam pytanie.
Do kogo mieli się zwrócić, skoro nie mogli zaufać polskiemu związkowi, swojej ukochanej
dyscypliny której oddali życie, Polskiemu Związkowi Muay Thai?