Sebastian Przybysz: „Pierwsze walki zawodowe toczyłem prawie za darmo”

Sebastian Przybysz, mistrz KSW wagi koguciej, już pod koniec kwietnia stanie do kolejnej obrony tytułu.

 

Sebastian jest zawodnikiem młodego pokolenia. Swoją przygodę z zawodowym MMA rozpoczął w 2016 roku, a dziś znajduje się na szczycie wagi koguciej w Polsce. Dlaczego jednak wybrał drogę wojownika?

 

– Wydaje mi się, że to jest coś, co siedzi w tobie i co się kocha robić – wyjaśnia Sebastian. – Nawet w dzieciństwie dużo się biłem z kolegami i niby to była forma zabawy, ale patrząc na to z perspektywy czasu, muszę przyznać, że już wówczas lubiłem to robić. Gdy zacząłem ćwiczyć na macie, z wolna odkryłem ten świat i zrozumiałem, że to nie jest tępa walka. Tu trzeba myśleć, traktować to jak swoiste szachy, tylko w innym wykonaniu. Liczy się taktyka, podejście i przygotowanie. Nie kryję również, że w walce pojawia się adrenalina i to na niesamowitym poziomie.

 

Ostatecznie sporty walki stały się dla Sebastiana nie tylko pracą, ale też stylem życia.

 

– Do pracy można podejść wyłącznie w celu zarobkowym. Tu oczywiście też dostaję pieniądze, ale przez bardzo długi czas dużo dokładałem do tego sportu. Pierwsze walki zawodowe toczyłem prawie za darmo, więc tak na dobrą sprawę przez bardzo długi czas byłem na minusie. Robiłem to jednak, bo lubiłem walczyć i miałem nadzieję, że kiedyś to zaowocuje. Cieszę się, że teraz już jestem w takim momencie, iż finansowo wszystko się zgadza. W końcu mogę skupić się jedynie na sporcie. Przyjemnie jest żyć tak, jak się chce, tak, jak kiedyś to sobie wymyśliłem, że chciałbym być sportowcem. Czerpię z tego dużo przyjemności i satysfakcji.

Bycie wojownikiem ma również swoją ciemną stronę, którą jest ból i kontuzje.

– Wiadomo, że boli, ale w większości jest to tylko ból fizyczny, a w życiu największy cierpienie sprawia ból psychiczny. To są najgorsze rzeczy, które bolą najbardziej. Cierpienie fizyczne to tylko ból, do którego można się przyzwyczaić. Po latach walk tolerancja na ból jest dużo wyższa, a w trakcie samego pojedynku pomaga adrenalina, więc nie odczuwa się bólu, aż tak bardzo. Ból schodzi wówczas na drugi, a nawet trzeci plan. Dodatkowo w trakcie walki przepełnia mnie euforia i to jest bardzo przyjemne uczucie. Bywają takie sytuacje, że stanie się coś trudnego do zniesienia i boli bardzo mocno, wówczas uraz odciąga cię od samej walki. Wszystko chyba zależy jednak od mentalnego nastawienia i tego, ile jesteś w stanie poświęci, żeby osiągnąć sukces. Gdy biłem się z Bogdanem Barbu, przy jednym z pierwszych ciosów złamałem kciuk, a potem tą samą ręką znokautowałem Bogadana. Czułem od początku, że coś jest nie tak z dłonią, ale walczyłem dalej. Generalnie w życiu ból towarzysz mi cały czas, tylko zmienia miejsce. Jednego dnia boli kolano, innego bark itd. Nie jest to najprzyjemniejsze, ale to tylko ból, który nie jest niczym złym.

 

Podczas najbliższej gali Sebastian Przybysz stanie do obrony tytułu, a jego rywalem będzie Zuriko Jojua.

 

– Dla mnie Zuriko jest wielką zagadką, którą trzeba będzie rozwiązać. W ostatniej walce pokazał się w bardzo dominującym stylu, ale niewiele tak naprawdę o nim wiadomo. Nie wiemy jakby wypadł na tle innych rywali. Nie wiemy więc na ile wypadł tak dobrze, bo jest świetny, a na ile to było tak, że jego rywal miał słabą dyspozycję. Wszystko wyjaśni się niebawem. Jestem nastawiony na jego najmocniejszą wersję. Przygotowuję się na to, że może być jeszcze lepszy, niż to pokazał ostatnio i to nie tylko w parterze, ale też w stójce.

 

Do walki Sebastiana Przybysza z Zuriko Jojuą dojdzie już 23 kwietnia podczas gali KSW 69 w Warszawie.

źródło: kswmma.com

Dodaj komentarz