Każda historia ma swój początek i koniec, jutro akurat będziemy świadkami końca, jednej z najpiękniejszych historii w MMA…
Na zawodowstwie jest już od ponad dwudziestu lat, walczył dla czołowych organizacji MMA na świecie i mierzył się z najlepszymi zawodnikami na świecie. Mowa o prawdziwym weteranie i legendzie mieszanych sztuk walk- Mauricio Rua (27-13-1).
Swoją zawodową karierę zaczynał w 2002 roku, gdy miał 21 lat w rodzinnej Kurtybie. Nikt wówczas nie przypuszczał, że kilka lat później będziemy mówić o nim, jako o jednym z najlepszych.
Pierwszy sygnał do tego, żeby tak go określać , ”Shogun” wysłał już trzy lata po debiucie w MMA w Saitamie. To właśnie tam, Brazylijczyk po trzech nokautach i jednej decyzji zwyciężył turniej PRIDE Middleweight GP. Zawodnikami, którzy ulegli wówczas Mauriciowi byli: Quinton „Rampage” Jackson, Antonio Rogerio Nogueira, Alistair Overeem oraz Ricardo Arona. Był to zdecydowanie najlepszy rok w wykonaniu Rua pod szyldem japońskiej federacji, a skróty z tych walk możecie zobaczyć poniżej:
Jak się okazało później, sukcesy fightera w PRIDE dobiegły końca. Po sprzedaniu przez spółkę Dream Stage Entertainment organizacji PRIDE w 2007 roku braciom Frankowi i Lorenzo Fertita (ZUFFA), czyli głównym udziałowcom UFC, Mauricio swoje kolejne pojedynki toczył pod banerem amerykańskiego giganta.
Tam Rua, tak samo jak za czasów PRIDE osiągnął tylko jeden sukces, ale ten najważniejszy. W 2010 roku na gali UFC 113 znokautował w pierwszej rundzie Lyoto Machidę, zdobywając pas UFC w wadze półciężkiej, którego posiadał przez 10 miesięcy. Po utracie pasa w 2011 roku, aż do dnia dzisiejszego nie zawalczył ponownie o niego.
Teraz, w państwie, gdzie to wszystko się zaczęło, czyli w Brazylii, legendarny ”Shogun” wejdzie do oktagonu po raz ostatni w karierze. Jego przeciwnikiem będzie Ukrainiec- Ihor Potieria, a ich walka będzie ostatnim starciem karty wstępnej gali w Rio de Janeiro.
Dziękujemy Legendo za te wszystkie wspaniałe bitwy i emocje, które towarzyszyły nam za każdym razem kiedy pojawiałeś się w oktagonie czy też ringu. Jutro, podczas ”last dance” mamy nadzieję zobaczyć to ponownie!