23 kwietnia w warszawskim studiu odbyła się 69 edycja KSW. Podczas wydarzenia kibice mogli obejrzeć tylko osiem walk. Rozpiska nie obfitowała w głośne nazwiska, mimo to podczas pojedynków nie brakowało emocji.
Podczas eventu nie dostaliśmy żadnych informacji na temat nadchodzących gal. Prawdopodobnie przyczyniło się do tego kilka wcześniej ogłoszonych zestawień odbywających się na KSW 70 w Łodzi 28 maja. W studiu prowadzonym przez Mateusza Borka, między walkami pojawiali się Patryk Kaczmarczyk, Adrian Bartosiński, Eryk Lubos czy Rafał Pacześ.
Rozpiskę otworzyło starcie młodszego z braci Kazieczko – Wojciecha z Lubosem Lesakiem. Polak od pierwszego gongu narzucił dużą presję na przeciwnika. Po minucie i 45 sekundach Kazieczko znokautował rywala jednym z ciosów na szczękę.
W kolejnym pojedynku doświadczony Paweł Polityło podjął debiutującego w KSW Patryka Chrobaka. Podczas boju kibice mogli obejrzeć nową odsłonę Polityło. Zawodnik zrezygnował z nudnego, zachowawczego stylu walki na rzecz bogatego arsenału technik stójkowych. Cała walka przebiegła pod dyktando Pawła i zakończyła się jednogłośną decyzją sędziowską na jego korzyść.
Kartę główną otworzyła batalia dwóch debiutantów. Artur Szczepaniak stanął naprzeciwko Jivko Stoimenova. Obaj zawodnicy niemalże wszystkie swoje pojedynki kończyli przed czasem, co było dobrym prognostykiem przed ich starciem na KSW 69. Od samego początku nie było kalkulacji, fighterzy wdawali się w srogie wymiany. Na starcie pierwszej rundy Bułgar trafił Polaka ciosem, którym posłał go na deski. Szczepaniak jednak szybko „przylepił” się do swojego rywala, nie pozwalając na przerwanie walki. Po krótkiej chwili to Polak ustrzelił Stoimenova, a ten zachwiał się i starcie zostało przeniesione do parteru. Szczepaniakowi udało się zająć dosiad, z którego zasypywał Bułgara kanonadą ciosów. Bezbronny Stoimenov oddał plecy, dając Szcepaniakowi szansę na zapięcie duszenia. Chwilę przed końcem rundy Szczepaniak poddał przeciwnika.
W kolejnym zestawieniu powracający po rocznej przerwie Maciej Kazieczko zmierzył się z Wilsonem Varelą. Od samego początku walka układała się pod dyktando Polaka. W inauguracyjnej odsłonie udało mu się superman punchem po wysokim kopnięciu naruszyć Francuza. Osłabiony Varela próbował się bronić, dzięki czemu wytrwał do gongu. W drugiej rundzie Kazieczko mocno zaatakował, co poskutkowało znokautowaniem rywala.
W następnym zestawieniu zawalczyły ze sobą reprezentantki płci pięknej. Debiutująca Natalia Baczyńska stanęła naprzeciwko Sary Luzar Smajić. Całe starcie toczyło się w stójce i nie zapewniło fajerwerków. Po pełnym dystansie sędziowie niejednogłośnie orzekli zwycięstwo Chorwatki.
W kolejnym pojedynku zmierzyli się ze sobą dwaj dotychczas niepokonani zawodnicy. Perspektywiczny Robert Ruchała podjął Michele Baiano. W całym pojedynku to Polak dyktował warunki, mimo to Włoch niejednokrotnie zaskakiwał w stójce. Wysoki poziom defensywnych zapasów Baiano utrudniał Robertowi zadanie. Starcie potrwało pełen dystans i zakończyło się jednogłośną wygraną Ruchały.
W drugim najważniejszym pojedynku gali Paweł Pawlak zawalczył z Cezarym Kęsikiem. Zestawienie posiadało wszystkie argumenty żeby skraść show. Od pierwszego gongu panowie zaczęli na wysokim tempie. Wymieniali ciosy w stójce, a pod koniec rundy Kęsikowi udało się sprowadzić rywala dzięki czemu zanotował tę odsłonę na kartach sędziowskich na swoją korzyść. W kolejnej potyczce Pawlak coraz bardziej łapał rytm i częściej trafiał rywala, to był początek spektaklu reprezentanta Octopus Łódź. Trzecia runda była podobna do drugiej; z tą różnicą, że Pawlakowi udało się sprowadzić rywala i kontrolować go w parterze. Po pełnym dystansie sędziowie orzekli niejednogłośne zwycięstwo Pawlaka.
W walce wieczoru champion Sebastian Przybysz zawalczył z Werllesonem Martinsem. Od samego początku „Sebić” kontrolował starcie, mimo to Brazylijczyk postawił mu twarde warunki, przez co Polak napotykał opór. Pojedynek niemalże w całości rozegrał się w stójce. W trzeciej rundzie Brazylijczyk miał swój moment, gdy po ciosie posłał Polaka na deski, ten jednak szybko wyszedł z opresji. Przybysz stopniowo rozbijał swojego rywala, aż w piątej rundzie udało mu się zapiąć duszenie zza pleców, którym poddał Martinsa. „Sebić” udanie obronił trofeum mistrzowskie i dopisał kolejną wygraną na swoje konto.