Zagraniczne wojaże KSW, czyli co już wiemy i jak może wyglądać przyszłość [FELIETON]

Na początku bieżącego roku, właściciele federacji KSW dość hucznie zapowiadali rozwój swojego produktu poza granicami Polski. Plany były ambitne – zamierzali bowiem wypłynąć na nieznane dotąd rejony, czego skutkiem miało być pierwotnie 5 zagranicznych gal. Jak wygląda rzeczywistość niemalże na półmetku 2023 roku i jak mogą wyglądać kolejne miesiące? Zapraszam na artykuł.

Na samym wstępie, wypada sprostować jedną kwestię – otóż rzeczywiście, z końcem ubiegłego i początkiem aktualnego roku, sporo osób – w tym też tych stricte powiązanych z marką KSW – mówiło o pięciu planowanych wydarzeniach zagranicznych na najbliższe 12 miesięcy i niewątpliwe takie właśnie były oficjalnie założenia właścicieli polskiej organizacji. Jednak po upływie parunastu tygodni i ciągłym braku konkretów w tę stronę, w wywiadach dosadnie zaczęło mówić się, że z pierwotnych planów najprawdopodobniej nic nie wyjdzie, a Martin Lewandowski parokrotnie podkreślał, że chociaż 3 gale zorganizowane za granicą będą sukcesem. 

Zważywszy na to, że mamy już maj, a czerwcowa gala odbędzie się jak wiadomo na Stadionie Narodowym w Warszawie – ta wersja brzmi zdecydowanie bardziej realnie. Ale po kolei.

 



Gala KSW 79 która odbyła się 25 lutego w czeskim Libercu, rzeczywiście mogła być dobrym prognostykiem, wszak już w drugim miesiącu w roku, KSW zadebiutowało na nowym dla siebie rynku i oczywiście – było to wydarzenie wręcz brutalnie nieudane: stosunkowo niewielka pula wyprzedanych biletów, plaga kontuzji, które pokrzyżowały pierwotne zestawienia i suma sumarum znikome zainteresowanie czeskich kibiców – nie zmienia to jednak faktu, że finalnie KSW zrobiło wstępny rekonesans na tamtejszym rynku, wiedzą „z czym knedliczki smakują najlepiej” i przy nieco mniejszym pechu – jestem pewien, że w przyszłym roku, ponownie zdecydują się „zaatakować” ten rynek i tym razem, będzie to dużo lepsza i bardziej udana gala. Nowe nabytki w postaci czeskich zawodników tylko podkreślają, że właściciele absolutnie nie zamykają sobie furtki do naszych południowych sąsiadów – a aren do zapełnienia jest wiele – choćby słynna O2 Arena w Pradze czy nieco bardziej przystępna dla polskich kibiców Ostravar Arena w przygranicznej Ostrawie. 

To by było na tyle, jeśli chodzi o zagraniczne wojaże organizacji KSW. Zarówno ta poprzednia – styczniowa – jak i wszystkie późniejsze gale, odbywały się na terytorium Polski. Idąc jednak tokiem zamysłów właścicieli, w przeciągu kolejnego półrocza powinniśmy być jeszcze świadkami co najmniej dwóch zagranicznych wydarzeń. Gdzie? Przyjrzymy się zatem potencjalnym opcjom.


Wiemy już oczywiście, że czerwcowa, szósta w tym roku gala odbędzie się w Warszawie i bez wątpienia będzie to wydarzenie, na którym federacja skupia się najmocniej. Pomijając jednak XTB Colosseum 2, to plotki coraz częściej mówią nam, że lipcowe KSW 84 ma się odbyć w Gdyni, być może oficjalnie potwierdzenie tych doniesień będzie miało miejsce już podczas nadchodzącej gali KSW 82. To na pewno dobra informacja – ja zawsze lubię, gdy KSW odwiedza nowe miasta i obiekty w Polsce – ale to nadal nie jest zagranica, na której się dzisiaj skupiamy.

Przyjmując taki obrót spraw, do końca roku pozostałoby nam pięć eventów, z czego grudzień najpewniej zarezerwowany jest już dla Areny Gliwice, gdyż staje się to już trochę taką małą, coroczną tradycją. Spodziewać należy się też jeszcze łódzkiej Atlas Areny, chyba, że w tym roku KSW sobie ją odpuści (w co osobiście wątpię).

Zatem wracając do zagranicznych wojaży, w ostatnim czasie na dość sporego faworyta wyrosła – jeszcze rok temu – kompletnie abstrakcyjna opcja, a mianowicie Łotwa. Pierwsze przecieki na temat potencjalnej gali w Rydze większość traktowała raczej z przymrużeniem oka, ale jak się niedługo później okazało – faktycznie jest coś na rzeczy, co zresztą potwierdził chociażby Martin Lewandowski. I wiecie co? Patrząc na ten pomysł nieco szerzej, to moim zdaniem może się to okazać strzałem w dziesiątkę! A no bo kraj stosunkowo blisko naszej granicy, w którym KSW na pewno znane jest już w tej chwili nieco bardziej niż w innych destynacjach, a w dodatku – i to chyba największy plus – jest to kompletnie nienaruszony rynek, który polska organizacja mogłaby z przytupem „zarezerwować” dla siebie i poszerzyć horyzonty w przyszłości (czyli przejąć również Litwę i Estonię). Zawodników z pewnością nie brakuje, no bo mamy przecież chociażby Olegsa Jemeljanovsa, czy wciąż czekających na debiut Hasana Mezhieva i Daniila Vesnenoksa. Do tego oczywiście zakontraktowani obecnie Litwini – Raimondas Krilavicius i Erikas Golubovskis, może Žaromskis a kto wie.. może sam Misha Cirkunov dałby się namówić.. a, i jeszcze jedno. Tak. Na Łotwie mają areny sportowe. I to całkiem duże, bo taka Arēna Riga mieści ponad 10 000 ludzi.

Dla mnie więc to właśnie Łotwa jest tą najpewniejszą opcją, a co z drugą lokalizacją? Tutaj sytuacja nie jest już taka klarowna, bo realnych kandydatów jest tak naprawdę tylko dwóch. Najwięcej oczywiście od dłuższego już czasu, mówi się w kontekście gali we Francji, ba – można by rzec, że w pewnym momencie było to już niemal pewne. Z biegiem czasu, sytuacja jednak nieco się zmieniła i mam wrażenie, że od gali we Francji jesteśmy w tym momencie znacznie dalej niż jeszcze jakiś czas temu. Fakt – KSW na pewno będzie chciało wejść na tamtejszy rynek, ale nie jestem pewien czy uda im się to jeszcze w tym roku. Gdyby się to udało to umówmy się – gala w Paryżu to obowiązkowy występ Salahdina Parnasse w walce wieczoru i brak takiego nazwiska na potencjalnej gali byłby katastrofą. Zważywszy na to, że Francuz wystąpi na czerwcowym XTB KSW Colosseum II, to do kolejnej walki byłby gotów najwcześniej w terminie październik/listopad. Pozostaje też kwestia rywala, bo to też nie mógłby być zawodnik z przypadku. Błyskawiczny rewanż z Marianem? A może wygrany z walki Soldaev/Rutek? Takie zestawienia z pewnością udźwignęły by ciężar paryskiej Accor Areny – bo najpewniej to w to miejsce celuje polska organizacja. Jest też oczywiście niezwykle popularny we Francji Ramzan Jembiev, ale dla niego Main Event to jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Oumar Sy? Jak najbardziej, zwłaszcza że to może być przyszły mistrz kategorii półciężkiej. W dołach karty takie nazwiska Yann Kouadja czy Wilson Varela i myślę, że udałoby się wypełnić Accor Arenę. Priorytetem musiałby być jednak Salahdine Parnasse i bez jego udziału raczej nie warto atakować francuskiego rynku. 

W przypadku drugiej lokalizacji można już bardziej polemizować, ale według mnie, najsensowniejszym na ten moment miejscem, na które mogłoby się otworzyć KSW jest Holandia. Podobnie jak w przypadku Francji, o gali w Niderlandach też mówiło się już parokrotnie – raz głośniej, raz ciszej, ale bez żadnych konkretów. Zagłębiając się jednak nieco bardziej, wiele czynników składa się w bardzo logiczną i rozsądną całość – gdyby Brian Hooi w przyszłą sobotę wygrał z Andrzejem Grzebykiem, najprawdopodobniej stałby się pretendentem do tytułu wagi półśredniej, o który mógłby z Bartosem zawalczyć u siebie w domu – na Ahoyu w Rotterdamie, z miejsca wypełniając pewnie co najmniej 50% areny. Drugim istotnym podpunktem, są bardzo dobre stosunki KSW z największą holenderską organizacją – Levels Fight League. To właśnie stamtąd, do KSW zawitali tacy zawodnicy jak Tom Breese (który notabene swój kolejny pojedynek stoczy właśnie dla LFL) czy Jason Wilnis. Kolaboracja z tak mocną, lokalną federacją na pewno pomogłaby w promocji i organizacji potencjalnego wydarzenia spod szyldu KSW – co więcej, jest spora szansa, że właściciele LFL zgodziliby się „wypożyczyć” paru swoich zawodników na jeden występ dla KSW, a chociażby np. Murthel Groenhart czy Gino van Steenis to całkiem głośne w Niderlandach nazwiska. A są przecież jeszcze Errol Zimmerman i Belg – Donovan Desmae. I jeszcze jeden, ważny czynnik w kontekście opłacalności organizacji takiej gali – dobrze wiemy, jak dobre stosunki ma Martin Lewandowski i cała polska federacja z legendarnym Alistairem Overeemem. Nie sądzę, żeby był jednym z zawodników na karcie walk, ale jako postać promująca galę, będąc niemalże twarzą tego jednego, konkretnego wydarzenia – moim zdaniem kapitalny pomysł. Coś jak Mirko Cro Cop na KSW 51 w Chorwacji, tylko nieco bardziej zaangażować jego postać.

I to właściwie tylko o tych dwóch, wyżej opisanych kierunkach spekulowano w ostatnim czasie w mediach. Celowo pominąłem lokalizację, w których KSW gościło w przeszłości, gdyż według doniesień, polska federacja miała w planach zagościć tylko w nowych dla siebie rejonach. Poza tym – na Wyspach Brytyjskich i w Irlandii, wedle słów właścicieli, ciężko by było dogadać się organizacyjnie, głównie finansowo. W Niemczech natomiast na dobre rozgościł się czeski OKTAGON, a dodając do tego jeszcze lokalne, niemieckie organizacje których zresztą z pewnością nie brakuje, wydaję mi się, że jest to rynek już przepełniony i raczej nie warto – przynajmniej na ten moment – na niego wchodzić. W kwestii Chorwacji uczucia mam nieco mieszane, bo z jednej strony ten event sprzed blisko 4 lat był niezwykle udany i rzeczywiście można było wyczuć, że chorwaccy kibice z miłą chęcią ponownie przyjęliby KSW u siebie, lecz z drugiej strony – ciężko nie odczuć, że po odejściu Roberto Soldicia, Chorwacja i KSW nie są już w tej samej „relacji” co wcześniej – zdecydowanie mniejszy pobór zawodników z Bałkanów, współpraca z Viaplay które tam nie funkcjonuje – kolokwialnie mówiąc, nie po drodze teraz KSW z Chorwacją. I oczywiście. Można by było spróbować ponownie wejść na ten rynek „z tym, co mamy”, ale na pewno te 4 lata temu, polska organizacja była w dużo lepszej pozycji do „ataku”.


Na sam koniec zostawiłem te miejsca, o których mówi się bardzo rzadko lub wcale, ale przy których na pewno można doszukiwać się sensu i racji bytu. Na pierwszy ogień idzie Szwecja – i tu plusów jest zaskakująco wiele. W całej Skandynawii działa oczywiście Viaplay, promem ze Świnoujścia do Trelleborgu można tanio dopłynąć w ciągu paru godzin, a potencjalnych aren sportowych jest ogrom – to dzięki szwedzkiej lidze hokejowej, która jest jedną z najlepszych w Europie. Zawodników z tamtych rejonów nie brakuje – paru jest już zakontraktowanych w KSW, a sporo jest też tych, którzy mogliby się na taki ruch zdecydować i związać swoją przyszłość z polską federacją. Andreas Berg Gustafsson to na ten moment raczej najjaśniejsza postać ze Skandynawii mająca ważny kontrakt z KSW. Są jeszcze Emil Weber Meek, Sahil Siraj czy chociażby Niklas Bäckström a na debiut wciąż czeka Alexander Lööf. Żeby na ewentualnej gali zadowolić wszystkie nacje Półwyspu Skandynawskiego, dodajmy też jeszcze kogoś reprezentującego Danię i Finlandię – czysto przykładowo Simon Seiler, Henri Lintula czy Olli Santalahti. Najbardziej dogodną dla Polaków lokalizacją byłoby nadmorskie miasto Malmö i tamtejsza 15-tysięczna Malmö Arena, ale jak wspominałem wcześniej – opcji jest mnóstwo, chociażby hala Scandinavium w Göteborgu, czy słynna Avicii Arena w stolicy kraju – Sztokholmie

Drugim i ostatnim w tym artykule miejscem, jest miejsce, o którym nie wspominał nigdy chyba.. nikt. Ale robiąc mały research pod ten tekst i chłodną analizę za i przeciw, stwierdziłem, że całkiem ciekawym kierunkiem mogła by być Rumunia. Wiem, co większość z Was pewnie sobie teraz pomyśli, ale spójrzmy na to troszkę szerzej – czy wiedzieliście, że Polskę i Rumunię w linii prostej w najbliższych ku sobie punktach dzieli zaledwie 100 km? Ten argument oczywiście nie spowoduje, że KSW od razu zechce zorganizować tam galę, ale jest też kilka innych, jak chociażby ten, że ta przysłowiowa „dzika” Rumunia to kompletnie nienaruszony rynek – co dziwne – bo to kraj z naprawdę bogatą historią w sportach walki. Nawet niedawno, KSW pochwaliło się angażem doprawdy uznanego i słynnego nazwiska w kraju Drakuli, którym został oczywiście najbliższy rywal Arka Wrzoska – Bogdan Stoica. Kto wie, czy nie podpisano kontraktu również z jego bratem – Andreiem. Valeriu Mircea będzie niedługo mógł stać się pierwszym pretendentem do pasa wagi lekkiej, a niezwykle udanie zadebiutował jakiś czas temu ogromny talent, zaledwie 19-letni Daniel Târchilâ. I tak, wiem, że to Mołdawianie, a nie Rumuni, ale bądźmy szczerzy – to niemalże ten sam naród i z całą pewnością tworzyliby jedność podczas kibicowania. Do tego też mnóstwo świetnych zawodników, którzy nie zdążyli jeszcze podpisać kontaktu z jakąś inną, dużą organizacją – Laurentiu Câlugâru czy Cristian Iorga. A na deser prezent dla rumuńskich fanów – super fight ich gwiazdy Sandu Lungu z naszym Pudzianem. Skoro miało już niegdyś do tego dojść w Polsce, to czemu by nie zorganizować takiej walki na BTarena w Klużu-Napoce


Wow. Dużo tych literek. Jeśli tu jesteś i dotrwałeś, żeby móc przeczytać serdeczne DZIĘKUJĘ to naprawdę – chapeau bas! Dłuższego pożegnania nie będzie, bo po takiej ilości napisanego tekstu, chcę go jak najszybciej skończyć. Mam nadzieję, że czytało się Wam to dużo szybciej i przyjemniej niż mi pisało.

Patryk Goryluk

dla MMA – bądź na bieżąco

Dodaj komentarz