Marian Ziółkowski, który w swoim ostatnim boju pokonał Gracjana Szadzińskiego, powróci do okrągłej klatki organizacji KSW podczas gali w Londynie. Jego rywalem będzie Norman Parke, a na szali tego pojedynku będzie leżał tymczasowy pas mistrzowski wagi lekkiej.
Co ciekawe, Marian, choć dziś ma na koncie 30 zawodowych pojedynków, swoją przygodę ze sportami walki rozpoczął dość późno.
Zawsze chciałem trenować sztuki walki, zawsze mnie do nich ciągnęło, ale ostatecznie bardzo późno trafiłem na matę i dziś nieco tego żałuję – wspomina Marian. – W szkole wszyscy grali w piłkę nożną, więc i ja grałem z nimi. To natomiast pochłaniało mój wolny czas. Zawsze jednak czułem, że wolę sport indywidualny. W wieku 19 lat zacząłem szukać w internecie klubu MMA i tak trafiłem pod skrzydła trenera Mirosława Oknińskiego.
Marian początkowo nie myślał jednak o samym MMA, a o brazylijskim jiu-jitsu.
Najpierw przychodząc do klubu próbowałem swoich sił w brazylijskim jiu-jitsu i treningach w kimonach. Podobała mi się walka w parterze. Po trzech miesiącach, za namowami trenera, zdecydowałem się jednak na MMA. Zaledwie też po trzech miesiącach od rozpoczęcia mojej przygody z matą wystartowałem w Amatorskiej Lidze MMA, była to ósma edycja. Wygrałem wówczas dwie walki i przegrałem dopiero w finale. Kilka miesięcy później na ALMMA 9 tym razem zdobyłem złoto, wygrywając Puchar Polski. Zanim zadebiutowałem w zawodowstwie stoczyłem około 30 walk amatorskich.
Pierwsza zawodowa walka MMA przyszła również szybko, bo już po dwóch latach treningów. Niestety dla Mariana debiutu na zawodowej scenie nie należał do udanych.
Pierwsza porażka była bardzo demotywująca. Startując z zawodową karierą marzyłem o tym, żeby mieć jak najdłużej zero przegranych w rekordzie. Po tej pierwszej walce, która odbyła się w Niemczech, czułem się też mocno oszukany przez sędziów. Moim zdaniem wynik starcia był wielką niesprawiedliwością i przez chwilę myślałem nawet o tym, czy nie zostawić tego i już nie walczyć dalej. Ten sport jednak bardzo mi się podobał. Trenowałem więc dalej, bo nie chciałem z niego rezygnować. Trener również mnie motywował do tego, żebym walczył dalej i nie rezygnował.
Kontynuacja kariery okazała się słusznym posunięciem. Marian wygrywał kolejne walki i ostatecznie zdobył również pas mistrzowski organizacji PLMMA. Później dwa razy toczył boje o pas mistrzowski organizacji FEN, ale nie udało mu się go zdobyć. Wszystkie jego sportowe sukcesy otworzyły mu ostatecznie drogę do KSW.
Na pewno miałem w karierze kilka przełomowych momentów, ale tym najważniejszym było podpisanie kontraktu z KSW. Tak naprawdę więc dopiero od jakiegoś roku czuję, że to co robię ma sens i że warto walczyć dalej. Wcześniej oczywiście też pojawiały się takie chwile, gdy czułem, że może właśnie nadszedł czas na zwrot w karierze i pełne zawodowstwo. Raz było to, gdy organizacja PLMMA, której byłem mistrzem, trafiła pod skrzydła dużej telewizji. Drugi raz nastąpił, gdy walczyłem ponownie o pas mistrzowski organizacji FEN.
Pierwsza walka w KSW nie przyniosła wygranej Marianowi, ale też wyjście do starcia w zastępstwie i zmierzenie się z byłym mistrzem, Kleberem Koike Erbstem było bardzo dużym wyzwaniem.
To co najbardziej mnie wówczas zabolało, to że tak łatwo zostałem pokonany. Wiedziałem jednak, że okoliczności nie były dla mnie sprzyjające i wiedziałem, że do następnej walki wyjdę przygotowany na 100 procent. Cały czas czułem też dodatkową motywację związaną z występami dla KSW.
Motywacja przełożyła się na dwa świetne zwycięstwa w okrągłej klatce. Najpierw Marian rozbił Grzegorza Szulakowskiego, a następnie Gracjana Szadzińskiego. Te wygrane doprowadziły go do zestawienia z Normanem Parkiem w walce o pas mistrzowski. Niestety Ziółkowski musiał wycofać się ze starcia z powodu kontuzji. Teraz natomiast zmierzy się z Maciejem Kazieczką, który ma za sobą trzy bardzo dobre tryumfy z rzędu.
Uważam, że to jest fajne zestawienie, bo i ja i on bardziej preferujemy walkę w stójce, co też kibicom może się podobać. Ja też lubię walczyć ze stójkowiczami, bo największe problemy w karierze zawsze sprawiali mi niscy, mocni, silni zapaśnicy. Cieszę się więc, że to będzie stójkowy zawodnik.
Marian Ziółkowski dysponuje znacznie większym doświadczeniem w klatce od Macieja Kazieczki. Ma na swoim koncie aż 24 zawodowe więcej od rywala, ale jak sam mówi, to nie zawsze odgrywa kluczową rolę w walce.
Doświadczenie, czy to chodzi o starty w zawodowym czy też amatorskim MMA, mam bardzo duże, ale też często przypominam, że bywa, iż w stosunku do rywala wcale nie mam większego doświadczenia jeśli chodzi o lata treningu. Ja dopiero w roku 2009 roku pierwszy raz trafiłem na matę, a często jest tak, że zawodnicy trenują od dziecka, czy to jiu-jitsu, czy zapasy. Myślę, że moje doświadczenie z walk działa na moją korzyść, ale też miałem takie starcia w karierze, np. z Mateuszem Rębeckim, który miał dużo mniejsze doświadczenie i potrafił sobie ze mną poradzić. Nie zawsze więc musi to mieć przełożenie.
Marian skupia się dziś na nadchodzącym starciu, ale sprawa walki o pas, jest dla niego też ważna.
Skupiam się na tej walce, bo jeśli ją przegram, to w ogóle nie będę mógł marzyć o pasie. To jest priorytet, ale oczywiście mam gdzieś w głowie wizję na kolejne pojedynki. Jeśli uda mi się wygrać z Maćkiem, to myślę, że powinienem dostać walkę o pas.
Do walki Mariana Ziółkowskiego i Macieja Kazieczki dojdzie już 29 sierpnia, podczas gali KSW 54.
[Artykuł pochodzi z oficjalnej strony KSW]